Samodzielność jako codzienna wolność
Od kiedy zostałam mamą, z każdej strony słyszę, czego muszę nauczyć swoje dziecko: sprzątania po sobie, dziękowania, ubierania się "jak trzeba", mówienia "dzień dobry", ale też nieprzeszkadzania dorosłym, bycia grzecznym, dzielenia się i siadania prosto. Lista nie kończy się nigdy.
Ale ja postanowiłam pójść trochę inną drogą. Zamiast uczyć "bo tak trzeba", próbuję pokazać mojemu synowi, iż może coś zrobić, jeżeli chce. Bo ma wpływ. Bo ufa sobie. Bo jego decyzje – choćby małe – mają znaczenie.
Nie chodzi o wychowanie żołnierza, który samodzielnie wstaje, ścieli łóżko i zgłasza gotowość do działania. Chodzi o dziecko, które ma poczucie sprawczości i wie, iż życie to nie lista obowiązków, tylko przestrzeń, w której może się rozwijać.
Oto są rzeczy, które moje dziecko robi samo. Nie dlatego, iż ja mu każę. Tylko iż może. A to ogromna różnica.
1. Sam wybiera sobie ubrania (tak, także zimą)
Kiedy mój syn miał trzy lata, przeszedł fazę "superbohatera z gołymi nogami" – w środku stycznia. Wiele razy słyszałam: "Naprawdę go tak puścisz?". Puszczałam. Bo wiedział, iż jeżeli zmarznie, to następnym razem założy spodnie. I tak właśnie się stało.
Nie chcę być strażnikiem jego szafy. Ubrania to forma wyrażania siebie – choćby jeżeli oznacza to pelerynę do przedszkola albo czapkę pirata. Chcę, żeby uczył się, iż jego ciało to jego sprawa, a wygoda jest ważniejsza niż to, co powiedzą sąsiedzi. A jeżeli zmarznie? To też jest jakaś lekcja.
2. Sam rozmawia z dorosłymi (nawet z lekarzem)
Nie odpowiadam za niego u lekarza. Gdy pediatra pyta, co go boli, nie wtrącam się. To jego ciało, jego doświadczenie i jego głos. Uczę go, iż nie musi się chować za moimi plecami, bo jest pełnoprawnym uczestnikiem tej rozmowy.
Czy to oznacza niezręczne milczenie? Czasem tak. Ale milczenie to nie porażka, tylko część procesu. Dziecko, które ma przestrzeń do mówienia, w końcu zacznie mówić. I to z większym przekonaniem, niż gdyby ktoś mówił za nie całe życie.
3. Sam decyduje, czy się dzieli swoimi rzeczami
Nie zmuszam go do dzielenia się zabawkami na siłę. jeżeli chce się podzielić – świetnie. jeżeli nie – też w porządku. Własność to ważna lekcja granic.
Czasem słyszę szepty matek na placu zabaw: "A ten to chyba nie zna słowa empatia". Ale ja właśnie o empatię walczę – tylko prawdziwą, nie wymuszoną. Dziecko, które wie, iż może powiedzieć "nie", dużo chętniej powie "tak" – wtedy, gdy poczuje gotowość.
4. Sam robi sobie proste posiłki
Mój ośmioletni syn umie zrobić sobie kanapkę, nalać mleka do płatków, obrać banana, podgrzać naleśnika. Nie dlatego, iż ja stoję i mówię: "Czas być samodzielnym!". Po prostu kiedy raz dałam mu nożyk do masła i pozwoliłam posmarować kromkę, poczuł dumę.
Dziś, gdy mówi: "Zrobię to sam", nie przerywam. Uczę go, iż dom to nie hotel ani teatr, tylko miejsce, w którym każdy ma sprawczość. I iż jedzenie smakuje lepiej, gdy zrobi się
je samodzielnie – choćby jeżeli chleb jest posmarowany do połowy, a ser się wystaje z każdej strony.
5. Sam mówi, kiedy jest zmęczony lub potrzebuje spokoju
Nie zmuszam go do przytulania się, gdy nie ma na to ochoty. Nie każę mu się uśmiechać do cioć, gdy jest zmęczony. Zamiast tego uczę go, iż może powiedzieć: "Chcę pobyć chwilę sam" albo "Jestem zmęczony i nie mam siły teraz rozmawiać".
Dziecko, które zna swoje emocje i potrafi je nazwać, ma ogromną przewagę – nie tylko nad presją otoczenia, ale też nad własnymi wyobrażeniami, iż "trzeba się uśmiechać, choćby jak boli".
Samoregulacja to nie jest coś, co przychodzi samo. To coś, co się buduje – cegiełka po cegiełce, dzięki temu, iż dajemy dzieciom przestrzeń na szczerość.
Zamiast "musisz" – dajmy dzieciom "możesz"
Wszystkie te rzeczy moje dziecko robi samo – nie dlatego, iż je do tego zmuszam, ale dlatego, iż mu ufam. Bo samodzielność nie wyrasta z nakazu, tylko z poczucia bezpieczeństwa.
Nie twierdzę, iż to łatwe. Czasem mam ochotę wyrwać mu ten nóż, poprawić ubranie, powiedzieć "daj, zrobię to szybciej". Ale wtedy przypominam sobie: to nie o mnie chodzi. To o nim. O jego sile, sprawczości i dorastaniu – nie do świata dorosłych, tylko
do samego siebie.