Nie potrzebuję perfekcji – tylko chwil "miękkości"
Trend "miękkiego życia", który zalał mój Instagram pastelowymi kadrami i herbatą w porcelanie, na początku wydawał mi się totalnie oderwany od rzeczywistości. Bo niby jak mam się "delektować chwilą", skoro nie wiem, czy dziś w ogóle umyłam włosy? Ale im
dłużej tkwiłam w codziennej logistyce macierzyństwa, tym bardziej rozumiałam, iż coś muszę zmienić.
Nie chodzi o luksusy, tylko o momenty – moje własne, osobiste punkty zaczepienia w całym tym chaosie.
Oto pięć prostych rzeczy, które wplotłam w swoją codzienność. Nic wielkiego, a jednak robi różnicę.
1. Paznokcie, które ratują moje poczucie kobiecości
Wizyta u kosmetyczki? Dla mnie to jak marzenie o samotnym weekendzie w górach – piękne, ale odległe. Dlatego kiedy odkryłam naklejane paznokcie, poczułam się,
jakbym oszukała system.
Zakładam je w kilka minut. Trzymają się tydzień – choćby przy myciu naczyń i sprzątaniu. A kiedy przypadkowo zerkam na swoje dłonie i widzę, iż tak pięknie wyglądają, od razu czuję się lepiej.
2. Ćwiczenia, które naprawdę kończę
Kiedyś próbowałam wrócić do jogi i fitnessu, ale kończyło się to frustracją i porażką. Teraz zamiast godzinnych sesji wybieram coś krótkiego, konkretnego i możliwego do zrobienia, zanim moje dziecko wlezie mi na plecy.
Bailey Brown na YouTube prowadzi kilkuminutowe treningi Pilates – po dwa dziennie, po 5–8 minut. To naprawdę wykonalne. Pocę się, kręgosłup dziękuje, a ja czuję, iż mam ciało, które żyje, nie tylko funkcjonuje. To dziwne, ale choćby parę minut dziennie
zmienia moje nastawienie.
3. Herbata, która zastępuje trzecią kawę (i panikę)
Kiedyś żyłam na kofeinie. Teraz drugą kawę zastąpiłam herbatą – i nie chodzi tu tylko o smak. Herbata nie pogania. Herbata nie ocenia. Herbata nie mówi "zrób jeszcze to i tamto".
Uwielbiam wersję brzoskwiniowo-mango od Liptona – piję ją na ciepło lub z lodem i miodem. To mój "moment spa" w szklance. A co jest w tym najważniejsze? Mam tych kilka minut, kiedy siadam, zamiast biegać. I to już jest luksus.
4. Światło, które daje mi moment świętego spokoju
Nie mam czasu w zabiegi, ale mam 3 minuty. I mam maskę do terapii czerwonym światłem. Tak, była droga, ale używam jej regularnie – i nie tylko dlatego, iż działa.
To moje "nikt mnie nie widzi" – zakładam ją, zamykam oczy, odcinam się. Żadnych maili, żadnych "mamo, a gdzie…". Tylko ja, cisza i ciepłe światło. Przez te trzy minuty czuję się jak ktoś istotny – nie tylko jak "obsługa domowa".
5. Podcast, który przypomina mi, iż nie jestem sama
Zamiast wszystko analizować, włączam podcast. Rozmowy kobiet, które są mamami, ale nie grają ideałów. Mówią o realnym życiu, o tym, jak jest trudno i dlaczego to w porządku.
Słucham ich i czuję się, jakbym była częścią większego plemienia. Bo czasem najbardziej potrzebujemy nie porady, tylko tego poczucia: ktoś też tak ma. To działa lepiej niż niejeden poradnik.
Nie musisz robić dużo. Wystarczy odrobina "miękkości"
Nie chcę już gonić za perfekcją. Chcę po prostu mieć w swoim dniu te drobne elementy, które są tylko moje.
Może u ciebie to będzie inna herbata, inny podcast, inny rytuał. Ale jedno wiem na pewno: w świecie pełnym obowiązków i napięć, te małe gesty – choćby paznokcie czy filiżanka herbaty – mogą być kotwicą.
Nie po to, by być lepszą mamą. Tylko po to, żeby znów być sobą.