Na stronie facebookowej LDZ Zmotoryzowani Łodzianie, opublikowano zdjęcie przedstawiające dziecko siedzące w wózku sklepowym. Fotografię miała przesłać oburzona internautka, którą zaniepokoił taki obrazek. W opisie uznano, iż przewożenie dziecka sklepowym wózkiem (ale nie na specjalnym siedzisku) jest zarówno niebezpieczne, jak i niehigieniczne. Jak to argumentowano?
REKLAMA
"To nie jest spacerówka"
"Naprawdę muszę wam tłumaczyć, iż sklepowy wózek to nie jest gondola? To nie jest spacerówka. To nie jest sterylna kołyska z baldachimem. To jest, moi drodzy, mobilna metalowa kuweta na zakupy. Tam przed chwilą ktoś wrzucił cieknące mięso, warzywa z ziemią, a może i worek karmy z pękniętym opakowaniem" - pisano.
Podano dwa argumenty, które miały jednoznacznie zniechęcić rodziców do wkładania dzieci do wózków sklepowych. Podkreślono, iż na ich powierzchni wykrywano bakterie kałowe, gronkowce, pałeczki salmonelli i E. coli. Zauważono również, iż zdarzały się przypadki urazów czaszki u dzieci, które się przewróciły lub wypadły z kosza.
Bakterie na wózkach
Czy sklepowe wózki są faktycznie tak brudne? Portal nbcnews.com omówił badania przeprowadzone na Uniwersytecie Arizona. W czterech stanach przebadano wózki sklepowe i aż na 72 proc. z nich znaleziono bakterie pochodzące z kału. Bakterie E. colii znaleziono konkretnie na 36 proc. przebadanych wózków.
"Opiekunowie często zapominają, iż dzieci nie tylko przenoszą zarazki, ale także same mogą się nimi zakazić. o ile wózek nie jest przystosowany z przyczyn higienicznych, nie powinniśmy sadzać do nich dzieci. Pamiętajmy, iż klienci mogą tam umieszczać produkty żywnościowe, a dziecko, które biega butami po podłodze, może przenieść do takiego wózka różne zarazki" - powiedział Marek Posobkiewicz, Główny Inspektor Sanitarny MSWiA, cytowany przez Polskie Radio, o czym pisaliśmy szerzej w poprzednim artykule.
"Mieliście kiedyś winogrona, które pachniały śliną i kremem do pupy?"
Przy tym wszystkim warto jednak spojrzeć na perspektywę zmęczonego rodzica, który wchodząc do marketu, ma za zadanie, nie tylko kupić wszystkie produkty, ale również przypilnować dziecko. Jest mu łatwiej, gdy to siedzi w wózku i pozostaje stale na widoku. We wpisie LDZ Zmotoryzowani Łodzianie twierdzono jednak, iż samo trzymanie dziecka w wózku jest wyjątkowo niehigieniczne.
Zobacz wideo Jaką mamą jest Anna Wendzikowska? "Jeśli ktoś krzywdzi moje dziecko, budzi się we mnie matka lwica"
"Dzieci w takich wózkach często dotykają produktów, które potem my – reszta klientów – kupujemy. Mieliście kiedyś winogrona, które pachniały śliną i kremem do pupy? Dziękuję, do widzenia" - napisano. Warto postawić sobie jednak pewne pytanie. Czy zapach "kremu do pupy" stanowi naprawdę największy problem, w sytuacji, gdy produktów w markecie dotykają brudnymi rękoma setki klientów? Poza tym, aby coś pachniało kremem do pupy, ktoś musiałby włożyć nagie dziecko do wózka, w dodatku obficie wysmarowane jakimś specyfikiem. Taka sytuacja to jednak już skrajna fantazja.
"Są chusty, są nosidła ergonomiczne, są wózki dziecięce"
"Są chusty, są nosidła ergonomiczne, są wózki dziecięce, które możecie wprowadzić do marketu, są choćby specjalne wózki z bezpiecznym siedziskiem dla dzieci" - pisano w poście. Czy jednak naprawdę jeden rodzic da radę zrobić zakupy, w jednej ręce pchając wózek dziecięcy, a w drugiej ten z zakupami? Albo dodatkowo niosąc dziecko w chuście? Czy faktycznie, stanowi to takie ułatwienie? W tej kwestii można polemizować. Dobrze jest mieć świadomość, iż wózki są źródłem zarazków. Należy pilnować, aby w takich miejscach dziecko nie wkładało rączek do buzi czy nie kładło nóg w nieodpowiednich miejscach.
Podsumowanie artykułu "staramy się omijać wasze wózki szerokim łukiem, modląc się, żeby nasze jabłka nie leżały tam, gdzie wcześniej leżały małe, bose stopy" brzmi jednak groteskowo w realiach, gdy ludzie wchodzą do sklepów spoceni, po pracy, czasem ze zwierzętami i nie każdy dba o to, aby dokładnie myć ręce. W świecie, gdzie po sieci krążą filmiki przedstawiające myszy grasujące na dziale z pieczywem, nie potrafię wyobrazić sobie, aby dziecięca noga była czymś najgorszym, co mogłoby mieć kontakt z owocem. Dlatego wszelkie produkty dokładnie myję.
"Każdy produkt należy traktować jako brudny"
Post wzbudził w internautach ogromne emocje i pojawiła się pod nim masa komentarzy. Niektórzy stwierdzili, iż zarzuty wobec rodziców są przesadzone.
Bakterii kałowych jest masa na klamkach i innych rzeczach, chociażby na pieniądzach. Winogrona o smaku kremu? Rozumiem, iż jak kupujecie owoce to ich nie myjecie. Problem w dziecku, ale jak większość ludzi przychodzi z brudnymi łapami i wybiera bułki, których już później nie umyjemy, to jest dobrze
- napisała internautka.
"Jedzenie trzeba myć po powrocie ze sklepu. Oczywiście, iż dziecko tak nie powinno siedzieć, szczególnie w wózku, który jest wyposażony w siedzisko dla dzieci. Jednak wracając do tematu, nie raz widzę starsze osoby, które mają problemy ruchowe, jak dotykają gołymi rękoma każdego owocu czy warzywa. A skąd wiadomo, iż taka osoba dopiero co nie wyszła z toalety i nie zapomniała umyć rąk?", "Produkt, który właśnie włożyłeś do lodówki, przed chwilą mógł być macany przez brudne dłonie, często mające ślady kału i moczu. Każdy produkt należy traktować jako brudny. I zakazać wkładania dzieci do wózków niczego w tej kwestii nie zmieni" - argumentowali.
Byłeś świadkiem ciekawej sytuacji w supermarkecie i chciałbyś się nią podzielić? Napisz na maja.kolodziejczyk@grupagazeta.pl i podziel się swoimi przemyśleniami. Wasze historie są dla mnie ważne. Gwarantuję anonimowość.