Nazywam się Kasia. Tydzień temu mój brat, Marek, stanął na progu mojego domu w małej wsi pod Białymstokiem po latach rozłąki. Wręczył mi pudełko z pieniędzmi – oszczędnościami całego życia – i odszedł, zostawiając mnie w zamęcie. Te pieniądze palą mi ręce, a jego smutna historia rozdziera serce. Teraz stoję przed trudnym wyborem: oddać je jego żonie i córce, które go odtrąciły, czy zatrzymać dla siebie? Moja dusza krzyczy o sprawiedliwości, ale strach i wątpliwości nie dają spokoju. Co robić, gdy uczciwość zderza się z bólem przeszłości?
Mówią, iż wieś to jedna wielka rodzina, gdzie wszyscy się wspierają. Ale życie pokazuje co innego. Młodzi, ledwo dorosną, uciekają jak najdalej od rodzinnych stron. Ja, jako najmłodsza, zostałam z rodzicami. Moja starsza siostra, Aneta, wyszła gwałtownie za mąż i wyjechała z mężem za granicę. Zawsze narzekała, iż musiała niańczyć mnie i Marka, i nie kryła, iż nas nie znosi. Kontakt się urwał, a sielankowa wieś okazała się iluzją.
Marek, mój brat, był inny. Nie geniusz, ale uczciwy i dowcipny, znał milion żartów i zawsze był duszą towarzystwa. Kochałam go za szczerość. Ożenił się z kobietą z sąsiedniej wioski, ale nie przyprowadził jej do nas, tylko sam się przeprowadził. Marek szanował ciężką pracę, harował na budowach, ale zawsze brakowało grosza. Jego żona, Ewa, i jej rodzina nie grzeszyli hojnością, więc Marek musiał się mocno starać, żeby ich utrzymać. Gdy wychodziłam za mąż, go nie było – wyjechał do pracy za granicę. Jego żona była w ciąży, rozumiałam, dlaczego nie mógł zostać. Ale ból po jego odejściu i tak we mnie został.
Lata mijały. Żyłam z mężem, Jackiem, i rodzicami, wychowując trójkę dzieci. Marek pracował jako magazynier w dużym porcie za granicą, wysyłając pieniądze żonie na budowę domu. Jego córka, moja siostrzenica Ola, rosła, ale Ewa nie przywoziła jej do nas. Kontakt z bratem prawie zanikł, pogodziłam się, iż kolejna bliska osoba zniknęła z mojego życia. Na szczęście z Jackiem łączyły mnie miłość i szacunek, to trzymało mnie na powierzchni.
Wszystko się zmieniło, gdy Marek niespodziewanie zadzwonił. Jego głos drżał: wyznał, iż pokochał inną kobietę i nie chce już oszukiwać żony. Zostawił Ewie wszystkie oszczędności, obiecał płacić na Olę do pełnoletności, ale odchodzi. Bolałam za niego, ale ceniłam jego szczerość. Ewa od tego czasu wymazała nas z życia, nie pozwalając rodzicom widywać wnuczki. To łamało im serca, ale nic nie mogłam zrobić.
Tydzień temu Marek pojawił się pod moim domem. Ledwo go poznałam: twarz pokryta zmarszczkami i śladami słońca zdradzała lata ciężkiej roboty. Ale się uśmiechał, żartował, jak za dawnych lat. Dopiero pod koniec rozmowy jego oczy wypełnił smutek. Opowiedział, iż jego nowa miłość umarła na ciężką chorobę. Dzieci nie mieli. Ewa nie wpuściła go choćby za próg, a Ola powiedziała, iż go nie chce znać. Marek przyszedł się pożegnać, czując, iż jego czas mija. Wręczył mi pudło z pieniędzmi – 80 tysięcy złotych, które odkładał całe życie. „Mnie już nie są potrzebne, a wam się przydadzą” – powiedział i odszedł, nie zostawiając adresu.
Siedziałam, patrząc na te pieniądze, i czułam, jak zatruwają mi duszę. Marek wybrał mnie, ale pewnie tylko dlatego, iż żona i córka go odrzuciły. Te pieniądze to jego ból, jego ofiara. Ola jest już dorosła, ale czy nie ma prawa do części tej sumy? Albo Ewa, która wychowywała ją sama? Nie chcę z nimi rozmawiać – Ewa zawsze była zimna, a Ola wyparła się ojca. Ale uczciwość, której uczył mnie Marek, każe powiedzieć prawdę. A jeżeli potem pożałowałby swojej decyzji?
Z Jackiem mamy na co wydać te pieniądze: remont domu, nauka dzieci. Oddać ich nie mogę. Ale myśl, iż je zatrzymam, gryzie mnie od środka. Co zrobić? Iść do Ewy i wszystko wyjawić, ryzykując jej gniew? Czy zostawić sobie, skoro Marek sam tak zdecydował? Sumienie rozrywa mnie na części, a jego odejście zostawiło pustkę. Może ktoś przeżył podobny dylemat? Jak zachować uczciwość, gdy może wszystko zburzyć? Chcę wierzyć, iż znajdę odpowiedź, ale na razie jestem sama z tym ciężarem, który mnie dusi.