„Chcę rozwodu,” szepnęła, odwracając wzrok.
Był chłodny wieczór w Warszawie, gdy Zosia cicho powiedziała: „Chcę rozwodu,” patrząc gdzieś obok męża, Tomka.
Twarz Tomka momentalnie zbladła. W powietrzu zawisło nieme pytanie.
„Oddaję cię kobiecie, którą naprawdę kochasz,” dodała Zosia, zdając sobie sprawę, iż najważniejszą kobietą w jego życiu zawsze była matka. „Nie chcę dłużej grać drugich skrzypiec.”
Poczula, jak gardło ściska jej się z bólu, a oczy zdradliwie wilgotnieją. Latami tłumione rozczarowanie wylało się z niej, dusząc ją od środka.
„O czym ty mówisz? Jakiej innej kobiecie?” Tomek spojrzał na żonę z niedowierzaniem.
„Rozmawialiśmy o tym tyle razy. Od ślubu twoja mama wysysa nas finansowo, emocjonalnie i czasowo. A ty na wszystko się zgadzasz, bo 'jej zupa jest smaczniejsza, a pierogi bardziej puszyste’. Nie dam już rady.”
Łzy spływały po jej zaczerwienionej twarzy. Żalowała marzeń, które kiedyś były tak wyraźne. Obiecujący narzeczony, szanowana praca, życie w centrum Warszawy wszystko to okazało się walką o odrobinę własnego szczęścia.
Pięć lat wcześniej Zosia nieśmiało przekroczyła próg dużego salonu w ich mieszkaniu. Meble, zastawa, dekoracje dla dziewczyny, która większość życia spędziła w wynajmowanych pokojach i akademijnej kawalerce, wszystko wyglądało drogo i krucho.
„Jakim cudem trafiłam na faceta z własnym mieszkaniem?” zażartowała wtedy, kładąc dłonie na ramionach Tomka.
„Poczekaj, aż zacznę rozrzucać skarpety po całym domu, wtedy powiesz, czy przez cały czas jesteś pod wrażeniem.”
Zosia przeprowadziła się do niego gwałtownie po poznaniu. Był to romans, który kwitł, domagając się kontynuacji.
Wtedy kończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, podczas gdy Tomek, pięć lat starszy, pracował jako kierownik sprzedaży z całkiem przyzwoitą pensją.
Rok po zamieszkaniu wzięli ślub.
„Wkótce będziemy mogli przerobić pokój gościnny na dziecięcy” powiedziała raz Zosia, przytulając męża i dając mu do zrozumienia, iż jest gotowa na dziecko.
Ale miesiąc później pojawił się niespodziewany „lokator” mama Tomka, pani Nowak, stanęła w drzwiach z dwiema torbami. Miała świetną relację z synem przynajmniej w jej mniemaniu.
Wychowała go w poczuciu wiecznego długu wdzięczności, wyrastając na samotną wojowniczkę. Była dumna, iż syn odniósł sukces, a to jak wierzyła było wyłącznie jej zasługą.
Co miesiąc Tomek spłacał „dług” za mieszkanie, samochód i dzieciństwo. Zosia obserwowała to z boku, nie chcąc burzyć relacji męża, tylko od czasu do czasu delikatnie poruszając temat.
„Gdzie ulokowaliście pieniądze ze sprzedaży domu?” zapytała Zosia, nalewając herbatę i ostrożnie wkraczając na temat. Pani Nowak pochodziła z małej wsi pod Łodzią, gdzie odziedziczyła dom z ogródkiem.
Co roku Tomek proponował pomoc w znalezieniu mieszkania w mieście, ale kobieta nie chciała się przeprowadzać. Aż nagle sprzedała dom szybko, ale za niską cenę.
„Część na przyszłe wakacje, część zainwestowałam w nowy biznes.”
Pani Nowak, mimo trudnej przeszłości, była ambitna i aktywna, a przy tym władcza i roszczeniowa.
Z takimi ludźmi trzeba było uważać potrafili ukąsić w palec, jeżeli podało się im mały












