Mamo, ty rodziłaś dla siebie, a nie dla mnie, więc sama się zajmij swoim Maćkiem. Ja muszę się wyspać przed szkołą.
Krzysiu, no przecież nie proszę cię tak często. Tylko raz, żebyś go odprowadził na rozpoczęcie roku. Wszyscy będą z rodzicami…
No właśnie, z rodzicami przerwał syn. A gdzie byli moi, jak ja miałem akademie? Zawsze z malcem. To niech teraz on sam idzie, nie połamie się.
No nie zawsze… Tylko kilka razy tak było. Ale my nie specjalnie, po prostu tak wyszło…
No to teraz też tak wyszło, iż pójdzie sam spokojnie odparł Krzysztof i popił herbatę.
Ewa była zaskoczona. Nie spodziewała się takiego oporu. W końcu utrzymują przecież Glebka, a on ani myśli angażować się w życie rodziny.
Słuchaj… zaczęła, marszcząc brwi. Wybacz, ale żyjesz w rodzi nie. A tu wszyscy powinni sobie pomagać. My z tatą ci pomagamy: dajemy kieszonkowe, gotujemy, sprzątamy, czasem choćby w twoim pokoju. Bądź tak miły i odwdzięcz się.
A ja nie prosiłem, żebyście sprzątali mój pokój. I bez kieszonkowego też przeżyję. Mam już osiemnaście lat, nie jestem dzieciakiem ani niańką. Moje zdanie też się powinno liczyć.
Po tych słowach Krzysztof wziął kubek i poszedł do swojego pokoju. A Ewa została sama z ciężarem na sercu, nierozwiązanym problemem i, co gorsza, z myślą, iż jej syn to egoista.
Kiedy zdążył się takim stać?
Jej pierwsze małżeństwo nie wypaliło. Ojciec Krzysztofa nigdy nie dorósł wolał wylegiwać się na kanapie, grać i scrollować telefon, zamiast budować rodzinę. Czasem pracował, ale zarabiał grosze, które ledwo starczały na niego. W końcu Ewa przestała czekać i się wyprowadziła do mamy.
Gdy wyszła za mąż po raz drugi, Krzysiek miał pięć lat. W tym wieku dziecko jeszcze akceptuje nowego członka rodziny. Wojtek gwałtownie nawiązał z nim kontakt i niedługo został tatą.
A gdy Krzysiek skończył dziesięć lat, urodził się Maciek. Pewnie od tamtej pory wszystko zaczęło się psuć, choć Ewa tego nie widziała.
Wtedy Krzysiek pierwszy raz poszedł sam na rozpoczęcie roku. Ewa po porodzie była w takim stanie, iż nie było jej do szkoły. Wojtek pracował, babcie i dziadkowie mieszkali za daleko jedni w Łodzi, drudzy na działce.
Krzysiu, no tak wyszło… Dasz radę sam, prawda? spytała przepraszająco. Wiesz, iż bardzo chciałabym iść z tobą, ale widzisz, jak jest…
Widzę westchnął. Nic się nie stało. Nie jestem już mały.
Wtedy Ewie wydawało się, iż wszystko w porządku. Może i był smutny, ale poszedł, nie narzekał. Jak się okazało zapamiętał to doskonale.
Trzy lata później sytuacja powtórzyła się. Tym razem Ewa nie mogła iść z synem, bo Maciek złapał coś w przedszkolu.
Zresztą Maciek chorował non stop. Raz choćby przyniósł ospę akurat na dwa dni przed wycieczką Krzysztofa do Krakowa. W efekcie został w domu.
Mamo, rozumiem, ale mam już dość chorowania. Może zamkniesz malca w pokoju na kwarantynę? zirytował się, gdy Ewa smarowała mu plamy gencjaną.
Krzysiu, jesteśmy rodziną… Gdzie on, tam i ja. A ja chodzę po domu, gotuję… Nie da się całkiem odizolować.
Ewa rozumiała starszego syna. Za każdym razem, gdy Maciek chorował, zaraz łapał to i on. Ale uważała to za nieuniknione.
Z czasem Krzysiek zaczął się buntować, gdy proszono go o pomoc. Najpierw nie odmawiał wprost, tylko zwlekał albo robił tak, iż Ewa wolała zrobić sama. Drażniło ją to, ale zrzucała na bunt nastolatka. choćby gdy zaczęły się kłótnie.
Dlaczego mam odkurzać salon, skoro tam nie bywam? Wy tam siedzicie z malcem, to wasz kurz. Sami go ścierajcie.
Ale bywasz w kuchni odparła. A sprzątam tam ja. I gotuję, nawiasem mówiąc.
Ty wycierasz każdą kropelkę przy zlewie. Gdybym żył sam, nie zawracałbym sobie tym głowy. Sterylna czystość to twój wymysł ty to lubisz, więc ty to rób.
Czasem Ewa zmuszała go do sprzątania. Czasem przymykała oko nerwy były cenniejsze. I oto do czego to doprowadziło…
Nie było komu odprowadzić Maćka na rozpoczęcie roku. Dziadkowie jak zwykle za daleko, mąż w delegacji, a w pracy Ewie nie dali wolnego. Krzysiek po raz pierwszy stanowczo odmówił, choć miał wolne.
Co robić?
Najpierw zadzwoniła do męża.
Aha. Zapragnął dorosłości? No to niech spróbuje mruknął Wojtek. jeżeli chce, niech żyje po swojemu.
Tylko bez drastyczności… zlękła się Ewa. Już i tak go tracimy. A tak to zupełnie ucieknie. Co wtedy?
Niech ucieka. Zobaczymy, jak sobie poradzi bez tato, podrzuć i mamo, odbierz mi paczkę. My mu nie odmawiamy, gdy prosi o pomoc.
Ewa westchnęła. Mąż miał trochę racji, ale bała się. Wojtek był uparty i, choć kochał Krzysztofa, mógł postawić twarde ultimatum.
Problem z Maćkiem rozwiązała koleżanka, Ola, z którą kiedyś chodziły z dziećmi do przedszkola, a teraz do szkoły. Nie tylko odprowadziła chłopca, ale i zabrała dzieci do parku. To nie to samo, co spacer z rodzicami, ale zawsze coś.
Ola, jesteś złota podziękowała Ewa, odbierając syna. Wpadnij na herbatę.
Spoko. Ty też czasem brałaś mojego. Matki muszą się trzymać razem.
Ewa namówiła ją na herbatę i zwierzyła się z obaw o starszego syna. Ola miała tylko dwadzieścia sześć lat pamiętała, jak to jest być nastolatkiem.
Wiesz, rozumiem Krzysztofa westchnęła. Sama byłam na posyłki u rodziców. Dwie młodsze siostry… Może za bardzo na niego naciskasz? Dla niego sprzątanie to bezsens, póki mieszka z wami. A Maćka… no, faktycznie urodziliście dla siebie. Ale i was rozumiem.
Nie naciskam. Chcę tylko sprawiedliwego podziału obowiązków.
Dla ciebie porządek to obowiązek, dla niego twoja fanaberia. Ja też tak myślałam.
No to co robić? Dobrze, iż Wojtka nie












