Chłopiec wrócił z przedszkola we łzach. "Słowa o wyborach wkurzyły mnie jak mało co"

mamadu.pl 6 godzin temu
Dzieci boją się przyszłości, której nie rozumieją. Mama 6-letniego przedszkolaka napisała do naszej redakcji maila, w którym opowiedziała o tym, jak rozmowy dorosłych o wyborach i wojnie odbijają się na najmłodszych. To poruszający apel do rodziców: uważajcie, co mówicie przy dzieciach – one słuchają.


Dzieci boją się przyszłości


Wiecie, co mnie ostatnio przeraziło? Jesteśmy na ostatniej prostej przed wyborami prezydenckimi. Problemem nie są wiadomości w telewizji, sondaże, plakaty wyborcze na każdym rogu. Tylko spojrzenie mojego sześcioletniego syna, który wrócił z przedszkola zapłakany i zapytał: "Mamo, a jak będzie wojna, to czy zabierzemy misia i pojedziemy gdzieś daleko? Tak jak dzieci z Ukrainy?".

Zamarłam. Chciałam zapytać: "Skąd ci to przyszło do głowy?", ale zanim to zrobiłam, on sam już mi powiedział. Koledzy w przedszkolu rozmawiali o wyborach. Bo ktoś w domu przy dzieciach powiedział, iż jak wygra "ten kandydat", to w Polsce dojdzie do sytuacji takiej jak za naszą wschodnią granicą. A dzieci takie przerażające przypuszczenia chwytają w lot i powtarzają. Czasem nieświadomie, czasem z lękiem. I to nie jest ich wina.

Nie wiem, kiedy rozmowy o polityce tak mocno weszły w codzienność naszych dzieci. Wiem tylko, iż powinnyśmy – my, rodzice – bardziej uważać. Bo to, co dla nas jest tylko kolejną dyskusją przy obiedzie, dla sześciolatka może być powodem prawdziwego strachu. My wiemy, iż przesadzamy, iż używamy dużych słów, żeby wyrazić emocje. Bo polityka nas w ostatnim czasie bardzo emocjonuje. Ale dzieci tego nie wiedzą. One wszystko biorą dosłownie.

Rodzice, ochłońcie i zastanówcie się


Nie piszę tego listu po to, żeby kogoś pouczać. Piszę jako mama, która zobaczyła strach w oczach swojego syna tylko dlatego, iż ktoś w jego otoczeniu nie zatrzymał się na czas. A potem jego dziecko, pewnie też przerażone, przekazało mojemu to, co usłyszało z ust rodziców. Piszę, bo wiem, iż wielu z nas się zapomina. Sama też się emocjonuję za bardzo, słuchając informacji i oglądając debaty prezydenckie. Rozmawiamy o prezydencie, o wojnie, o przyszłości – głośno, emocjonalnie, przy dzieciach.

A przecież dzieci nie głosują. Dzieci nie potrzebują tych naszych dorosłych lęków. One mają swoje ważne sprawy: kto dzisiaj prowadzi zabawę, czy Zosia podzieli się kredkami, czy będzie budyń na podwieczorek. Odliczają do urodzin i wakacji. Po co im dokładać temat, którego choćby dorośli nie ogarniają na spokojnie?

Dlatego proszę – zanim powiemy coś przy dziecku, zastanówmy się, czy to jest temat na dziecięce uszy. Można mówić o wyborach – ale mądrze, spokojnie, bez straszenia. Można uczyć, iż każdy ma prawo mieć inne zdanie i pokazywać swoim przykładem, iż należy chodzić do urn. Ale nie trzeba opowiadać, iż "jak ten wygra, to wszyscy zginiemy". Bo dzieci naprawdę słuchają. I naprawdę się boją.

Idź do oryginalnego materiału