**Dzisiaj, 4 grudnia**
Siedzę w kuchni i patrzę przez okno, za którym zaczyna sypać pierwszy śnieg. Nie ściska mnie w sercu od zimna ani od mrozu, tylko od niepokoju — o córkę, o wnuka, o jutro. Ewa, moje jedyne dziecko, nosi pod sercem malucha. Już trzydziesty ósmy tydzień — lada dzień poród. A ona? Myśli nie o pieluchach, nie o kołysce, nie o nieprzespanych nocach. W jej głowie tylko manicure, masaże, sesje zdjęciowe, kawiarnie z koleżankami i wyjazd na sylwestra.
Nie mogę w to uwierzyć. Jak to możliwe? Gdzie instynkt macierzyński? Gdzie to drżenie, które budzi się choćby u dzikich kotów przed porodem? Gdzie troska, obawa, strach? Ale Ewa ma tylko listę salonów piękności i harmonogram, w który wpisała… babcię. Czyli mnie. To ja mam siedzieć z niemowlakiem, gdy młoda mama będzie „doprowadzać się do porządku”.
— Mamo, przecież teraz i tak nie pracujesz. Zostaniesz z dzieckiem, a ja skoczę na manicure i fryzjera. Nie mogę przecież wyglądać jak szmaciarz na zdjęciach z bobasem!
Omal się nie zakrztusiłam. Dziewczyno, ty rodzić idziesz czy rekwizyty do Instagrama?
Ewa jest mężatką od sześciu lat. Pobrali się jeszcze na studiach. Mąż spokojny, porządny. Pracę mają, mieszkanie na kredyt, rodzice pomogli. Dzieci nie spieszyli się mieć — kariera, stabilizacja. W końcu ciąża. Babcie oczywiście skakały z radości. Tylko iż przyszła mama podeszła do tego „święta” z zupełnie innym nastawieniem.
Najpierw myślałam — może to strach, może się boi, więc chowa się za żartami. Ale wszystko stało się jasne, gdy zobaczyłam, jak córka godzinami przegląda ogłoszenia niań… dla noworodka! Dziecka jeszcze nie ma, a ona już szuka, komu je oddać.
— Ewa, ty oszglełaś? Jaka niania? Z noworodkiem matka ma być! Żeby nawiązać więź, ustalić rytm! To nie kotek, któremu nasypiesz karmy i spokój!
— Mamo, ty po prostu nie nadążasz za czasami. W Europie wszyscy od początku mają nianię. Matka to nie niewolnik. Ja też chcę żyć. Co w tym złego, iż wezmę chustę i pojadę? Teraz wszędzie chodzą z dziećmi, życie się nie kończy!
Zamarłam. Za moich czasów rodziło się wcześnie — w dziewiętnaście, dwadzieścia lat. Ale nikt nie uważał, iż to koniec świata. Wręcz przeciwnie — to był świat! Noce bez snu, biegi z pracy do dziecka, mleko i mydło kupowane za ostatnie grosze. Nie było Instagramów, sesji w szpitalu. Była miłość, strach, odpowiedzialność. I szczęście — prawdziwe, nie na pokaz. A teraz?
Wszystkie dziecięce rzeczy kupowałyśmy tylko dlatego, iż ja i druga babcia ciągnęłyśmy Ewę po sklepach. Wózek, łóżeczko, body. Córka zgadzała się, ale obojętnie — byle mieć święty spokój. Pranie, prasowanie, układanie — babcie. A ona? Marzyła o sylwestrze w górach.
— Z dziewczynami myślałyśmy, iż może 1 stycznia wyskoczymy do restauracji? Nie jestem przecież w więzieniu!
Nie wytrzymał. Powiedziałam jej wszystko — prosto, bez owijania w bawełnę. Że tak się nie zachowuje. Że macierzyństwo to nie zakupy, tylko odpowiedzialność. Że noworodek to nie maskotka. Że nie można planować sesji, gdy przed tobą poród, nieprzespane noce, kolki i pierwsze krople mleka. Że matka to dusza dziecka, nie tylko karmicielka.
Ale córka chyba wpuściła to jednym uchem, drugim wypuściła.
— Mamo, ty zawsze dramatyzujesz. Teraz jest inaczej. Mamy inne wartości. Ważne, żeby być szczęśliwą, a szczęśliwe matki to zadbane matki.
I tak wieczorami myślę: może gdzieś zawaliłam? Za bardzo rozpieszczałam? Nie nauczyłam jej czegoś ważnego? A może to po prostu takie czasy — gdy kobiety najpierw rodzą, a potem, może, dorastają?
Mimo wszystko wierzę, iż gdy Ewa zobaczy w szpitalu tę malutką istotę, gdy ścisnie jej palec w swojej drobnej dłoni, gdy obudzi się w nocy od jego płaczu — coś w niej pęknie. Nie salony będą się liczyć, tylko ten mały człowiek, dla którego ona będzie całym światem.
A póki co… Modlę się. Za córkę. Za wnuka. I by w sercu mojej dorosłej dziewczynki obudziło się prawdziwe macierzyństwo — nie od zdjęć, tylko od miłości.
**Lekcja na dziś:** Czasem najtrudniej pogodzić się z tym, iż nasze dzieci widzą świat inaczej. Ale nadzieja umiera ostatnia.