Mój czteroletni syn ciągle płakał, gdy zostawał z babcią. Gdy dowiedziałam się dlaczego, byłam zdruzgotana.
Zawsze uważałam, iż moja rodzina jest jak skała: solidna i niezachwiana. Oczywiście, zdarzały się nieporozumienia, ale kto ich nie ma? Zwłaszcza z moją teściową, Krystyną Nowak. Nigdy nie byłyśmy blisko. Patrzyła na mnie z dystansem, jakbym zabrała jej syna spod jej opiekuńczych skrzydeł. Mimo napiętych stosunków, ufałam jej z tym, co miałam najcenniejszego — naszym synem Michałem. Wydawało mi się, iż babcia nie skrzywdziłaby swojego wnuka.
Kiedy praca pochłonęła mnie i mojego męża, postanowiliśmy, iż dwa razy w tygodniu teściowa będzie odbierała Michała z przedszkola w naszym miasteczku pod Wrocławiem. Na papierze wyglądało to idealnie: dziecko spędza czas z babcią, a my możemy zająć się obowiązkami. Wydawało się, iż wszystkie strony są zadowolone. Jednak niedługo zauważyłam, iż coś jest nie tak.
Michał zaczął się zmieniać. Za każdym razem, kiedy nadchodził dzień jej wizyty, chwytał się mojej spódnicy, płacząc i błagając, bym go nie oddawała. Początkowo tłumaczyłam to dziecięcymi kaprysami — może nie chce rozstawać się z kolegami z przedszkola albo po prostu jest zmęczony. Ale niepokój w moim sercu rósł. Po powrocie do domu nie był już sobą: spokojny, zamknięty w sobie, jakby cień samego siebie. Czasami odmawiał jedzenia, siadał w kącie, wpatrzony w pustkę. Pewnego razu, gdy zadzwonił telefon i powiedziałam: „To babcia”, wzdrygnął się, jakby go ktoś uderzył, i ukrył się za kanapą. Wtedy zrozumiałam, iż to coś poważnego.
Postanowiłam porozmawiać z synem. Najpierw milczał, tylko tulił się do mnie, drżąc jak liść osiki. Obiecałam mu: „Jeśli mi wszystko opowiesz, już nigdy cię z nią nie zostawię”. Wtedy wybuchnął płaczem i wydusił:
— Mamo, ona mnie nie lubi… Mówi, iż jestem zły.
Serce mi się ścisnęło. Łzy napływały do oczu, ale udało mi się opanować.
— Co ona robi, mój kochany?
— Krzyczy, jeżeli nie siedzę cicho. Mówi, iż jej przeszkadzam. Czasem zamyka mnie w pokoju i każe myśleć, jak się zachowywać…
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a palce zaciskają się na oparciu fotela tak, iż zbielały kostki.
— Byłeś tam sam? Długo?
— Tak… A kiedy płakałem, złościła się jeszcze bardziej.
Zabrakło mi tchu. Nie mogłam uwierzyć, iż ta kobieta, której powierzyłam syna, jest zdolna do czegoś takiego. Mój maleńki skarb, zamknięty w pokoju jak w klatce, sam ze swoimi łzami i strachem! W tamtym momencie coś we mnie pękło.
Natychmiast zadzwoniłam do męża; mój głos drżał z wściekłości i bólu. Opowiedziałam mu wszystko. Był przerażony, ale początkowo próbował bronić matki: „Ona nie mogła… To jakieś nieporozumienie”. Jednak gdy sam usiadł naprzeciwko Michała, spojrzał w jego zapłakane oczy i usłyszał te same słowa, wątpliwości rozwiały się. Jego twarz zastygła z szoku.
Pojechaliśmy do Krystyny Nowak. Przywitała nas z typowym chłodem, ale gdy zapytałam wprost, dlaczego zamykała mojego syna, jej maska spokoju pękła. Zabrzmiała oburzona:
— On nie potrafi się zachować! Rozpuszczone dziecko! Tylko próbowałam go wychować!
Zadrżałam z gniewu, z trudem powstrzymując krzyk:
— Wychować?! Zamykając go w pokoju? Strasząc go do łez? Czy to państwa zdaniem jest normalne?!
Milczała, zaciskając usta w wąską linię. Mąż patrzył na nią z takim bólem i rozczarowaniem, jakich jeszcze u niego nie widziałam. Tego dnia postanowiliśmy: Michał nigdy więcej nie przekroczy progu jej domu. Mąż próbował utrzymać jakieś relacje z matką, ale ja nie mogłam. Wybaczyć jej? To ponad moje siły. Nikt nie ma prawa tak traktować mojego dziecka.
Czas mijał. Michał znów był sobą — śmiał się, bawił, nie bał się każdego odgłosu. A ja wyciągnęłam z tego lekcję, którą zapamiętam na całe życie: jeżeli dziecko płacze bez widocznego powodu, to znaczy, iż powód istnieje. Głęboko ukryty, ale prawdziwy. A naszym obowiązkiem jest go odnaleźć, chronić dziecko, choćby jeżeli to oznacza sprzeciwienie się tym, którym ufaliśmy. Już nigdy nie zostawię syna w rękach kogoś, kto nie widzi w nim skarbu.