Podobno dziewczynka jest bardzo ambitna i dlatego tak zależało jej na wynikach…
Nie muszę słyszeć takich historii od nieznajomych, z własnego rodzinnego podwórka znam je również. Moja siostra odczuwała w szkole tak silny stres na wyniki, iż przypłaciła to zdrowiem.
I mam taką refleksję: kiedy doszliśmy do tego miejsca i po co to wszystko?
Wiedza jest remedium
Jestem całym sercem za wykształceniem wyższym, poszerzaniem swoich horyzontów, umiejętności. Za nauką języków, doświadczaniem sztuki w każdej jej odmianie, za wiedzą.
A jednak coś mnie kłuje w tym obrazie: czy bycie człowiekiem wykształconym, oświeconym, musi w dzisiejszych czasach oznaczać taki poziom lęku, napięcia i kortyzolu krążącego w krwioobiegu, iż odchodzimy od zmysłów?
Jest moim priorytetem w związku z tym, co obserwuję, by moja córka, która do pierwszych egzaminów przystąpi za siedem lat, nie mdlała ze stresu. Jest moim priorytetem, by rosło w niej z biegiem lat takie przekonanie, iż jest mądrą dziewczyną i poradzi sobie z każdym szkolnym przedmiotem.
Nie ze wszystkimi po równo, nie z każdym równie dobrze, ale sobie poradzi. Po prostu. Nieważne, jakie w międzyczasie osiągnie stopnie, świadectwa, wyróżnienia. Niech jej sukcesem będzie samo uczestniczenie w tym procesie, motywacja do nauki, rozwijanie tego, co ją interesuje. Niech nauka będzie naturalną częścią jej życia, a nie przymusem, znojem, trudem.
Wolę usłyszeć z jej ust, iż bardzo się starała, ale jednak ta fizyka to nie jest jej konik i nie rozumie jej na tyle, by otrzymywać z niej najlepsze wyniki. Ok, niech po prostu zrozumie podstawy, zaliczy jakiś etap. Zapomni, pójdzie dalej.
Niechże wybierze, co jest jej konikiem, jej prawdziwym darem. A każde dziecko je ma, każde. Nie wątpię, iż tak właśnie jest. I moja córka je ma, jest tak pełna potencjału! Tak zainteresowana naturalnie odkrywaniem, faktami, ciekawostkami. Czytaniem, recytowaniem wierszy! Wycieczkami rowerowymi, sprawnością manualną, wspinaczką.
Już poznaje swoje mocne strony i to ich się trzyma, ale nie usłyszała jeszcze od nas nigdy: o, a to chyba nie jest twoja największa umiejętność. Jeszcze tego nie wiemy, nie wiemy, co jeszcze odkryje.
I najważniejsze: nie skupiamy wokół tego narracji na temat jej osoby. Nasza córka jest dla nas idealnym istnieniem, darem, największym spełnieniem. Powtarzam jej to przed snem, każdego wieczoru.
I to ma zapamiętać i z tym wyrytym w umyśle ma iść przez życie. Nie ma znaczenia dla mnie, jaki wybierze zawód, nie ma znaczenia, jakie będzie miała po drodze świadectwa. To, co ma znaczenie, to jej bezpieczeństwo w tym postawionym na głowie świecie i jej spełnienie, jej szczęście.
Jest tyle źródeł lęku i napięcia obecnie, toczą się wojny, ludzie zabijają się na ulicach w świetle dnia. Czy naprawdę musimy dokładać tym dzieciakom naszymi "ambicjami", stopniami, wynikami egzaminów?
Czy naprawdę gdzieś po drodze uwierzyliśmy w to, iż ich sukces naukowy i zawodowy jest równoznaczny z ich sukcesem życiowym? Z ich szczęściem życiowym, z ich euforią z życia?
Pora chyba na zmianę tych struktur, wystarczy rozejrzeć się wokół i odpowiedzieć sobie na pytanie: jaka jest definicja sukcesu?