Jak sprytnie pozbyłam się teściowej i odzyskałam spokój

newsempire24.com 4 dni temu

Pięć miesięcy temu w naszej rodzinie wydarzył się długo wyczekiwany cud – urodził się nasz syn Miłosz. Dla mnie i mojego męża Kamila był to jeden z najszczęśliwszych dni w życiu. Przygotowywaliśmy się do jego przyjścia, czytaliśmy książki, oglądaliśmy poradniki, a gdy Miłoszek pojawił się na świecie, choć nie było łatwo, staraliśmy się radzić sobie sami. Kamil pomagał we wszystkim: zmieniał pieluchy w nocy, mył butelki, kołysał malucha. Działaliśmy jak zgrany zespół.

Ale to trwało tylko do chwili, gdy do naszego domu wtargnęła… jego matka. Dwa miesiące temu moja teściowa – Halina Wojciechowska – pojawiła się u nas „pomagać”. Bez zapowiedzi. Bez zaproszenia. Z walizkami, z miną zbawicielki, jakby przybywała uratować nas przed nieuchronną katastrofą.

— Zostaję na nieokreślony czas! – oznajmiła od progu.

Na początku pomyślałam: no cóż, może faktycznie będzie lżej. Ale się myliłam. Życie zamieniło się w niekończącą się karuzelę krytyki, kontroli i nietaktu. Ani chwili spokoju. Każdy mój krok był komentowany:

— Co ty mu założyłaś? Zmarznie!
— Znowu zapomniałaś o wodzie koperkowej?
— Za moich czasów dzieci wychowywało się inaczej, dlatego teraz młodzież jest taka słaba…

Próbowałam delikatnie zasugerować, iż może już czas wracać do domu, iż przecież ma swoje sprawy, męża, gospodarstwo… Ale Halina okazała się głucha na moje subtelne podpowiedzi.

— Jurek sobie poradzi! Wam moja pomoc jest bardziej potrzebna! – zaśmiała się głośno, nalewając sobie herbatę i wydając mi kolejne polecenia.

Najpierw znosiłam to w milczeniu. Potem wściekałam się. Płakałam po nocach. W końcu zrozumiałam: sama stąd nie wyjedzie. Postanowiłam działać.

Następnego ranka podeszłam do niej z najsłodszym uśmiechem:

— Halinko, pomyślałam… Chyba wrócę do pracy. Na pół etatu. Skoro jesteś z nami, możesz zająć się Miłoszkiem, gdy będę w biurze? Tylko na sześć godzin dziennie…

Uśmiech mojej teściowej momentalnie zniknął.

— Sama? Z niemowlakiem? – zapytała przestraszona.

— No kto, jeżeli nie ty? Mówiłaś, iż chcesz pomóc. To doskonała okazja! Na pewno dasz radę. A ja trochę odpocznę i trochę zarobię. Remont przecież czeka, Kamil mówił.

Gdy mąż wrócił z pracy, teściowa rzuciła się do niego ze skargami. Ale Kamil… stanął po mojej stronie!

— Mamo, to świetny pomysł! Agata wreszcie odetchnie. Samo dobro. Przecież chciałaś nam pomagać, no to teraz twoja kolej. Wierzymy w ciebie!

Teściowa straciła rezon. Nie protestowała.

A ja następnego dnia „wyszłam” do pracy. W rzeczywistości pojechałam do koleżanki. Czasem do parku, czasem na zakupy. Ale wracałam do domu zmęczona, z podkrążonymi oczami i pełna wdzięczności:

— Dziękuję ci, Halinko, bez ciebie bym nie dała rady…

A przy tym pilnowałam, by teściowa nie odpoczywała za bardzo. Obiad niegotowy?

— Nic się nie stało, jestem wykończona, sama coś zrobię… ale może jutro spróbujesz? Przecież cały dzień jesteś w domu…

Weekendy spędzaliśmy sami z Kamilem – kino, kawiarnie, spacery. A Halina – z wnukiem. Z pieluchami, kolkami, butelkami i grzechotkami.

Minął tydzień. Potem drugi.

W końcu pewnego wieczoru Halina oznajmiła:

— Wybaczcie, kochani, ale Jurek bez mnie sobie nie poradzi. Dom w ruinę idzie. Muszę wracać.

— Naprawdę? – westchnęłam z udawanym smutkiem. – A my tak liczyliśmy na ciebie… No cóż, skoro musisz…

Nazajutrz spakowała walizki i wyjechała. A ja… odetchnęłam.

W domu znów zapanował spokój. Wróciłam do synka, do moich obowiązków. Kamil był przy mnie, znów staliśmy się rodziną, a nie zakładnikami narzuconej „pomocy”. I wiesz co? Nie żałuję ani trochę mojego „podstępu”. Bo czasem kobieta musi chronić nie tylko siebie, ale i swoje szczęście.

Idź do oryginalnego materiału