Jak żona brata próbowała wypchnąć go z jego przestrzeni z powodu dziecka

polregion.pl 1 miesiąc temu

Dzisiaj chcę opowiedzieć o sytuacji, która spotkała mojego dobrego znajomego z czasów studiów. Marek ma zaledwie dwadzieścia dwa lata i mieszka w trzypokojowym mieszkaniu rodziców na jednym z osiedli we Wrocławiu. Wydawałoby się, zwyczajna sprawa – pod jednym dachem żyją trzy pokolenia: rodzice, on oraz rodzina starszego brata, który niedawno został ojcem.

Brat Marka, Krzysztof, zarabia niewystarczająco, by pozwolić sobie na wynajem osobnego mieszkania, dlatego z żoną Magdą i noworodkiem muszą dzielić przestrzeń z rodzicami i młodszym bratem. Każdy ma swój pokój, kuchnia i łazienka są wspólne. Ciasno? Bywa. Ale do niedawna wszystko układało się w miarę spokojnie. Marek nie narzekał – trzymał dystans, uczył się, dorabiał i, jak to się mówi, nikomu nie zawadzał.

Aż pewnego dnia Magda podeszła do niego z „ważną” propozycją:

– Marku, no przecież mamy teraz małe dziecko… Może zamienimy się pokojami? U ciebie słoneczna strona, tyle światła! A u nas ciągle półmrok i chyba choćby wilgoć. To niezdrowe dla malucha…

Marek osłupiał. Wiedział, iż ta wilgoć to bzdura – nikt wcześniej się na nią nie skarżył. Co więcej, jego pokój, choć o dwa metry mniejszy, był znacznie wygodniejszy: kwadratowy, ciepły, przytulny. W pokoju brata i Magdy był balkon, nierówne ściany i wieczny przeciąg. Nie wspominając o tym, iż właśnie przez ten balkon mama wiesza pranie, ojciec trzyma narzędzia, a Krzysztof wychodzi palić.

Magda nie ustępowała:

– No i tak nasz pokój jest większy! A jeżeli ci przeszkadza, iż trochę wieje, to przecież jesteś facetem – zatkaj szczeliny, to nie fizyka kwantowa!

W środku Marek gotował się ze złości. Chciano odebrać mu jego kąt, zasłaniając się dzieckiem. Krzysztof milczał jak zaklęty. Ani słowem nie wspomniał o chęci wyprowadzki. Tylko Magda chodziła w koło, przekonywała, wmawiała, iż to słuszne, iż on *musi*…

Marek odmówił. Grzecznie, ale stanowczo. Nie chciał mieszkać w pokoju-przechowalni, gdzie co chwilę ktoś będzie wpadał po skarpetki, pieluchy czy papierosy. Nie chciał rezygnować z prawa do zaproszenia dziewczyny bez obawy, iż akurat ktoś zacznie grzebać w szafce po proszek.

– Pokój rodziców to ich świętość. Pokój brata – dla ich rodziny. A mój to jedyne, co mam – powiedział Magdzie. – Wybaczcie, ale nie zamierzam się przenosić.

Po tej rozmowie atmosfera w domu stała się gęsta. Magda przestała się do niego odzywać, mijając go w korytarzu z ironicznym spojrzeniem, jakby popełnił najgorszą zbrodnię. Krzysztof udawał, iż problem nie istnieje. Rodzice trzymali się z boku, starając się zachować neutralność.

Marek wszystko widział, ale nie przejmował się tym. Wiedział, iż Magda po prostu gra – naciska, używając „dobroci”, „troski” i „potrzeb dziecka”. Tylko iż w tej układance nie było miejsca dla niego.

– Nie jestem przeciw pomocy – zwierzył mi się. – Ale dlaczego zawsze kosztem mojego komfortu? Dlaczego to ja mam ustępować, a nie oni powinni wziąć sprawy w swoje ręce?

Ma rację. Każdy ma oKażdy ma prawo do swojego kąta, choćby jeżeli inni próbują go przekonać, iż to egoizm.

Idź do oryginalnego materiału