Mój dziennik.
Życie w małym miasteczku pod Łodzią stało się koszmarem odkąd synowa, Kasia, zaszła w ciążę. Nasze relacje nigdy nie były ciepłe, ale przed ciążą znosiłam jej chamstwo, mając nadzieję na spokój w rodzinie. Teraz jednak przekroczyła wszystkie granice: obraża mnie i męża, krzyczy, poniża, a nasz syn, Marek, stoi obok i milczy, zasłaniając się jej „stanem”. Jej wulgarność rani mnie głębiej niż cokolwiek, a bierność syna boli najbardziej.
Od początku wiedzieliśmy z mężem, Wojtkiem, iż Kasia to „nie prezent”. Arogancka, niegrzeczna, od pierwszego dnia patrzyła na nas z wyższością. Ale do czasu trzymała się w ryzach. Nie jesteśmy arystokratami, ale staramy się zachować godność i kulturę. Wszystko zmieniło się, gdy zaszła w ciążę. Jakby ktoś zerwał z niej maskę – stała się nie do zniesienia, a jej słowa zaczęły kłuć jak żądła. Krzyczy na nas, wyzywa, a Marek tylko rozkłada ręce: „Ona jest w ciąży, trzeba ją oszczędzać”. Duszą się od żalu, ale on tego nie słyszy.
Przykład? Moje urodziny rok temu. Przez cały dzień stałam przy garach, chcąc, aby goście byli zadowoleni. Kasi nie spodobała się jedna z sałatek. Normalna osoba przemilczałaby to, ale ona wstała i rzuciła: „To najgorsza sałatka, jaką jadłam! Tego nie da się jeść!”. Zaniemówiłam. Goście wymieniali się spojrzeniami, a ja czułam tylko wstyd i ból. Nie odpowiedziałam, choć w środku gotowałam się ze złości. Marek próbował ją uciszyć, ale ona ciągnęła dalej: „Mam prawo powiedzieć, iż to obrzydliwe!”. Reszta zjadła wszystko do czysta – tylko jej nie smakowało. To było jak policzek, ale syn choćby słowem nas nie obronił.
Ich wesele to osobna historia, którą do dziś wspominam z drżeniem. Kasia upiła się, zaczęła mówić głupoty, a potem rzuciła się na swoją siostrę przez jakiś drobiazg. Goście byli w szoku, ledwo je rozdzielili. Jej rodzice siedzieli spokojnie, jakby to była norma. Wtedy zrozumiałam, iż ta chamskość to nie przypadek – to część jej natury. Ale choćby to nie przygotowało mnie na to, co zaczęło się w ciąży. Pod pretekstem „hormonów” stała się tyranem. Każde słowo, każda prośba wywołują u niej furię, a my z Wojtkiem jesteśmy celem jej wyzwisk.
Gdy na USG usłyszeli, iż będzie chłopiec, kupiliśmy zestaw niebieskich śpioszków. Przekazaliśmy prezent z uśmiechem, a w odpowiedzi usłyszeliśmy wrzask: „O co wam chodzi? To zły znak, nie wolno kupować wcześniej!”. Kasia krzyczała, nazywając nas zabobonnymi idiotami, a Marek stał ze spuszczoną głową, nie śmiejąc jej uciszyć. Wyszliśmy upokorzeni. Nie mogłam uwierzyć, iż mój syn pozwala tak traktować swoich rodziców.
Ostatnio nasza córka, Agnieszka, zaprosiła wszystkich na swoją urodzinową kolację w restauracji. Cieszyliśmy się na spokojny wieczór. Kasia przyszła na wysokich obcasach, choć brzuch już miał spory. Cicho zauważyłam: „Może lepiej założyć wygodniejsze buty? To niebezpieczne”. Wtedy zaczęło się piekło. Wrzasnęła: „Marzy wam się, żebym upadła i straciła dziecko! Chcecie, żebym się połamała!”. Jej słowa były okropne. Wojtek próbował mnie bronić, ale ona wybuchła jeszcze mocniej: „Starzy kretyni!” – rzuciła i wyszła, zatrzaskując drzwi. Marek pobiegł za nią, choćby nie przepraszając. Urodziny były zrujnowane, a my siedzieliśmy przygnębieni wśród szeptów gości.
Nie mogłam dojść do siebie. Gdyby Agnieszka, matka dwójki dzieci, tak mówiła do teściowej, spaliłabym się ze wstydu. To nie brak manier – to czysty brak szacunku. Po trzech dniach Marek zadzwonił. Nie odebrałam, mówił tylko z Wojtkiem. Syn przeprosił, ale oznajmił, iż nie zmusi Kasi do przeprosin – „jest już poddenerwowana”. Te słowa dobiły mnie. Urodziłam troje dzieci: Agnieszka to moja duma, młodszy syn, Krzysiek, jest wrażliwy i opiekuńczy, ale Marek… Stał się obcy. Pozwala żonie nas deptać, upokarzać, wystawiać na pośmiewisko. To zdrada.
Z Wojtkiem postanowiliśmy nie wywlekać brudów, choć moglibyśmy opowiedzieć rodzinie – wtedy Kasia miałaby przechód. Ale nie chcę schodzić na jej poziom. Serce pęka mi z bólu: dlaczego Marek nie stanął w naszej obronie? Czy wychowaliśmy go na takiego słabeusza? Czy to Kasia zamieniła go w swoją marionetkę? Nie wiem, jak żyć dalej z synową, której wulgarność nas zatruwa, i synem, który na to przymyka oczy. Ich dziecko to nasz wnuk, ale boję się, iż Kasia i jego nauczy nas nienawidzić. Ta myśl dusi mnie, ale się nie poddam. jeżeli syn nie znajdzie siły, by ją powstrzymać, ja to zrobię – choćby jeżeli to zniszczy naszą rodzinę.