“Mamo, jak mogłaś tak postąpić?
Do tej pory nie mogę uwierzyć, iż ta rozmowa z mamą w ogóle się odbyła. Zadzwoniłem do niej tylko po to, by się przywitać i zapytać, jak się miewa, a nagle znalazłem się w centrum rodzinnego dramatu, który wywrócił wszystko do góry nogami. ‘Mamo, mówisz poważnie? — niemal krzyczałem do słuchawki. — Jestem twoim jedynym synem, mam syna, twojego jedynego wnuka, którego choćby nie poznałaś, a ty przepisujesz swoje mieszkanie na jakąś obcą kobietę? I jeszcze witasz się ze mną, jakby nigdy nic: „Cześć, synku, dawno nie dzwoniłeś”?’ Mama milczała na drugim końcu, a ja czułem, jak we mnie gotuje się żal zmieszany z niezrozumieniem. Jak mogła to zrobić?
Nazywam się Krzysztof, mam trzydzieści pięć lat i jestem jedynym synem mojej mamy, Elżbiety Kowalskiej. Nasze relacje zawsze były skomplikowane. Kiedy byłem dzieckiem, pracowała na dwóch etatach, by nas utrzymać, i jestem jej za to wdzięczny. Ale jej surowość i nawyk podejmowania decyzji za wszystkich często stawały między nami murem. Gdy ożeniłem się z Kingą i urodził się nasz syn Staś, miałem nadzieję, iż mama zbliży się do naszej rodziny. Ale nigdy nie przyjechała poznać wnuka, tłumacząc się brakiem czasu i zdrowiem. Nie naciskałem, dzwoniłem raz w miesiącu, wysyłałem zdjęcia Stasia, ale odpowiadała krótko: ‘Dobrze, synku, cieszę się z wami’. A teraz dowiaduję się, iż przepisała swoje mieszkanie na jakąś obcą kobietę.
Wszystko zaczęło się, gdy moja ciotka, Grażyna, siostra mamy, zadzwoniła i powiedziała mi, iż Elżbieta podpisała darowiznę na swoje mieszkanie. Myślałem, iż to pomyłka — może ciotka coś pokręciła? Ale była pewna: mama przepisała mieszkanie na jakąś Barbarę, kobietę, która, jak mówiła, ‘pomaga jej w domu’. Byłem w szoku. Mama mieszka w przytulnym, dwupokojowym mieszkaniu w małym miasteczku, które kupili z ojcem dawno temu. To nie tylko nieruchomość — to część naszej rodziny, miejsce, gdzie dorastałem. A teraz należy do kogoś obcego?
Natychmiast zadzwoniłem do mamy, by wyjaśnić sprawę. Odezwała się spokojnie, jakby nie działo się nic niezwykłego. ‘Tak, Krzysztofie, podarowałam mieszkanie Basi — powiedziała. — To dobra kobieta, opiekuje się mną, robi zakupy, pomaga w sprzątaniu. A ty jesteś daleko, masz swoje życie.’ Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Owszem, mieszkamy z Kingą trzy godziny drogi stamtąd, ale zawsze oferowałem pomoc! Dzwoniłem, pytałem, czy czegoś nie potrzeba, proponowałem przyjazd lub opłacenie opiekunki, jeżeli sobie nie radzi. Ale mama zawsze machała ręką: ‘Nie trzeba, dam sobie radę.’ A teraz mówi, iż jestem ‘za daleko’, a jakaś Basia to jej jedyne wsparcie?
Zapytałem, kim jest ta Basia i dlaczego mama jej ufa. Okazało się, iż to sąsiadka, która parę lat temu zaczęła wpadać do mamy i pomagać w różnych sprawach. Według mamy, jest ‘jak córka’ — gotuje, chodzi do apteki, wozi ją choćby na działkę. Nie mam nic przeciwko pomocy, ale podarować mieszkanie? To nie paczka cukierków! Próbowałem tłumaczyć, iż to niesprawiedliwe wobec mnie i Stasia. ‘Mamo, ja jestem twoim synem, Staś twoim wnukiem. choćby nie wiesz, jak wygląda, a oddajesz wszystko obcej kobiecie? Jak to możliwe?’ — pytałem. Ale mama tylko westchnęła i odparła: ‘Krzysztofie, i tak nie przyjeżdżasz, a Basia jest blisko. To moja decyzja.’
Żal narastał we mnie z każdą chwilą. Owszem, nie odwiedzam jej co miesiąc — mam pracę, rodzinę, kredyt na samochód. Ale zawsze myślałem, iż jesteśmy rodziną, iż myśli o naszej przyszłości. Staś ma dopiero cztery lata, rośnie, a ja marzyłem, iż kiedyś to mieszkanie będzie dla niego pomocą — może na studia lub pierwsze lokum. A teraz wszystko trafiło do jakiejś Basi, o której przedtem choćby nie słyszałem. Spytałem, czy nie boi się, iż ta kobieta po prostu wykorzystała jej zaufanie. Ale mama odcięła: ‘Wiem, co robię. Basia to dobry człowiek.’
Po rozmowie długo nie mogłem dojść do siebie. Kinga, widząc mój stan, zaproponowała, by pojechać do mamy i porozmawiać na spokojnie. Wzięliśmy Stasia i pojechaliśmy. Gdy dotarliśmy, mama przywitała nas ciepło, przytuliła wnuka, ale widziałem, iż jest spięta. Przy herbacie znów wróciłem do tematu mieszkania. Nie chciałem kłótni, ale musiałem zrozumieć. ‘Mamo, wytłumacz — powiedziałem. — jeżeli potrzebujesz pomocy, mogę przyjeżdżać częściej, mogę zatrudnić kogoś. Ale po co oddawać mieszkanie?’ Popatrzyła na mnie zmęczonym wzrokiem i odrzekła: ‘Krzysztofie, nie chcę być ciężarem. Basia się mną opiekuje, a ty jesteś zajęty. Postanowiłam tak, by nikomu nie ciążyć.’
Te słowa zabolały bardziej, niż się spodziewałem. Naprawdę myśli, iż byłaby dla nas ciężarem? Próbowałem tłumaczyć, iż jesteśmy jej rodziną, iż Staś marzy o babci, iż chcę być blisko. Ale mama tylko kiwała głową. Wtedy zrozumiałem, iż czuje się samotna, a Basia zapełniła tę pustkę. To bolało, ale zacząłem widzieć to jej oczami.
Wróciliśmy do domu, a ja wciąż nie wiem, co robić. Prawnie darowizny nie da się podważyć — mama jest przy zdrowych zmysłach i miała prawo tak zrobić. Ale nie mogę pogodzić się z myślą, iż wybrała obcą osobę zamiast nas. Postanowiłem dzwonić częściej, przyjeżdżać, zabierać Stasia, by znał babcię. Może z czasem zrozumie, iż to my jesteśmy jej prawdziwą rodziną. A Basia… Mam nadzieję, iż naprawdę dba o mamę, a nie przemyślała to inaczej. Ta sytuacja nauczyła mnie jednego: nie wolno odkładać kontaktów z bliskimi. Życie jest zbyt krótkie, by tracić więź z tymi, których kochamy.”