Mamo, tato, witam, prosiliście, żebyśmy wpadli, co się stało? Zosia i jej mąż Tomek wpadli prosto do rodzinnego mieszkania.
Tak naprawdę wydarzyło się to już dawno. Mama była chora, miała poważną chorobę w drugim stadium
Przeszła chemioterapię, potem radioterapię. Doszła do remisji, włosy zaczęły odrastać. Ale spokój był jeszcze przedwczesny zdrowie mamuśki znów się pogarszało.
Zosiu, Tomku, dobry wieczór, proszę, wchodźcie mama blada, chuda, jak mała dziewczynka.
Dzieciaki, wejdźcie, usiądźcie. Mamy do was niecodzienną prośbę, posłuchajcie mamy tata wyglądał trochę zdezorientowany.
Zosia i Tomek usiedli na kanapie i z niecierpliwością wpatrzyli się w mamę. Irena westchnęła, rozejrzała się po mężu Borysie, jakby szukając wsparcia.
Zosiu, Tomku, nie zdziwcie się, mam do was naprawdę dziwną prośbę. Po prostu bardzo wam zależy.
Adoptujcie dla nas z tatą chłopca, proszę! Nie damy mu drugiego imienia, a i tak mamy inne powody.
Zapanowała chwilowa cisza.
Pierwsza odezwała się córka:
Mamo, myślę, iż się bardzo zdziwisz od dawna chcieliśmy wam coś powiedzieć, ale baliśmy się wyjść z tej cichej wody. My z Tomkiem bardzo pragniemy syna, a już mamy dwie wnuczki twoje z tatą.
Nie ma gwarancji, iż trzecie dziecko będzie chłopcem. Ale sprawa nie ogranicza się do tego; zdrowie już nie jest takie jak kiedyś.
Marta ma cięcię cesarską. Lekarze odradzają kolejne ciąże. My więc rozważaliśmy przygarnięcie chłopca z domu dziecka, małego, urokliwego.
I nagle ty, mamo, mówisz nam to samo. Skąd bierzesz takie pomysły?
Zosiu, nie wiem od czego zacząć Irena z niepokojem pogłaskała rosnący jeżyk ze swoich włosów po prostu znów poczułam się gorzej.
A tu wpadła moja przyjaciółka, ciocia Nadia z dawnej pracy, pamiętasz? Dawno temu miała znamionko nad okiem, które prawie zakrywało całe oko. Bała się, iż trzeba je usunąć, bo mogłoby się przekształcić w coś gorszego. A teraz Nadia jest bez żadnego znamionka, wygląda świetnie.
Pojechaliśmy do babci Zosi na wieś, a ona nam wytłumaczyła, co się dzieje. Nadia przyjechała z innych miast, bo pomagała wielu ludziom. Pomyślałam: Co tracę? i pojechaliśmy.
Zosia i Tomek słuchali maminy opowieści, wstrzymując oddech, ale nie do końca rozumieli, dokąd to zmierza.
No więc, dzieci kontynuowała Irena babcia Zosia od razu zadała mi dziwne pytanie: czy mam syna?
Kiedy usłyszała, iż mam jedną córkę Zosię i dwie ukochane wnuczki, Martę i Tatę, babcia Zosia nalegała: a co z moją dziewczynką?
Zaskoczyłam się, bo nikt oprócz mnie i taty nie wiedział, iż miałam poronienie w późnym terminie. Miał przyjść chłopczyk, pierworodek, dla ciebie, Zosiu.
Ale nie przeżył Irena nerwowo drapała szew na koszulce.
I co dalej? Zosia patrzyła na mamę dużymi oczami.
A dalej to, co babcia Zosia powiedziała adoptuj chłopca. Wróciła i odeszła. A łzy spłynęły mi po policzkach, jakbym była winna, iż nie udało mi się zachować pierworodka.
Teraz muszę dać innej małej duszy ciepło i miłość, przywracając równowagę.
I wiesz co? Po chwili wsłuchałam się w siebie naprawdę tego chcę. Ja i tata możemy dać dziecku ciepło, miłość i wszystko, czego potrzebuje!
I to nie po to, żeby się wyleczyć. Po prostu narodziło się we mnie świadome pragnienie uratować choć jedno małe życie przed sierotą i samotnością. Rozumiesz mnie?
Mamusiu, rozumiem cię i w pełni cię wspieram Zosia ze łzami rzuciła się w ramiona mamy zróbmy to!
Zosia i Tomek wcześniej omówili z dyrektorem domu dziecka, iż chcą adoptować małego chłopca. Zaproszono ich, by zobaczyli dzieciaki.
Irena i Borys, oczywiście, też pojechali. W sali zabaw na dywanie siedziały i bawiły się dzieci od trzech lat wzwyż.
Mamo, patrz, jaki chłopiec rudy, przypomina cię, jak sumiennie buduje wieżyczkę. Z takim zapałem choćby język wystawił szepnęła Zosia, wskazując na jednego malucha leżącego na podłodze.
Irena spojrzała i też mu się spodobał. Nagle z kąta pokoju dobiegły niezrozumiałe szmery.
Irena odwróciła się w rogu stał starszy chłopiec z smutnymi oczami, szepcząc coś niewyraźnie.
Mówisz do nas? Powiedz głośniej, nie dosłyszałam poprosiła Irena.
Chłopiec podszedł i powtórzył: Ciociu, proszę, weźcie mnie, obiecuję, iż nie pożałujecie. Weźcie mnie
Zosia i Tomek gwałtownie załatwili wszystkie papierki i adoptowali Mikołaja. Marta i Tatiana były bardzo dumne, iż mają nowego braciszka.
Mikołaj błyskawicznie przyzwyczaił się i zaczął nazywać Zosię i Tomka mamą i tatą. Często odwiedzał babcię Irenę i dziadka Borysa, bo mieszkali niedaleko, a szkołę można było iść pieszo.
Irena zaskakująco nazywała go mamą Irą, choć to dziwne, ale tak go tak zwracał. A ona, wstrzymując oddech, patrzyła na Mikołaja i czuła, iż to naprawdę jej syn, ten, którego nie udało się uratować.
Z powodu nacisków lekarzy Irena zaczęła nowy cykl leczenia, ale nic nie pomagało, a jej stan się pogarszał.
Mikołaj patrzył jej w oczy, gładził krótkie włosy.
Mamusiu Iro, czemu chorujesz? Chcę, żebyś wyzdrowiała!
Nie wiem, Mikołaju, tak bywa, ale postaram się wyzdrowieć, obiecuję Irenę cieszyło, jak go nazywał: mamka Iro.
Borys rozmawiał z lekarzem, który nalegał na operację.
Jakie szanse? zapytał Borys.
Lekarz nie owijał w bawełnę:
Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, i to ją uratuje.
I Borys z Ireną podjęli decyzję.
W dniu operacji wszyscy byli nerwowi. Zosia nieprzerwanie dzwoniła do taty. Tata umówił się z lekarzem, żeby ten dał znać, kiedy będzie wiadomo, a Borys był jak na igłach.
Nie od razu zauważył, iż nie wie, gdzie jest Mikołaj. Borys znalazł chłopca w ich sypialni, przy krześle z szlafrokiem Ireny.
Mikołaj nie słyszał, jak Borys wszedł; siedział na podłodze, chował twarz w szlafrok, płakał i cicho powtarzał:
Mamusiu Iro, nie idź, nie chcę cię stracić znowu, proszę! Chcę, żebyś była zawsze przy mnie, kochana mamo!
Telefon dzwonił, a Borys i Mikołaj zestresowali się.
Dzwonił lekarz, głos zmęczony i bez radości, a w sercu Borysa zawiązało się coś jak w pięć
Czy to już koniec? Czy Irenka nie przetrwa operacji?
Borysie? Tu lekarz Michał Nowak, operacja nie była łatwa, ale zakończyła się pomyślnie, twoja żona przetrwała.
Była na krawędzi, pierwszy raz widziałem coś takiego, jakby ktoś z góry pomagał jej w chwilach, gdy życie zdawało się odrywać.
Gratuluję, widać, iż ma jeszcze szansę na życie, coś jest, dla czego warto walczyć
Dziękuję, dziękuję, doktorze! Borys objął Mikołaja.
Rozumiesz, wszystko w porządku, nasza mama Ira żyje, żyje! Co za szczęście, iż jesteś z nami, maleństwo.
Przepraszam, słyszałem, iż dziękowałeś za opiekę nad mamą Irą, dziękuję ci, mój kochany synku!













