Nigdy więcej wycieczek
"Wyjazd trwał dwa dni. Góry, świeże powietrze, trochę ruchu. Teoretycznie nic, co mogłoby rodzica zaniepokoić. Ale córka wróciła chora. I nie chodzi o skrajne warunki, nie było żadnej katastrofy. Po prostu… gdzieś ją przewiało. Wystarczyło. Zmęczenie, chłodny wiatr, może niewłaściwe ubranie w którymś momencie dnia. Nic, czego nie dałoby się uniknąć, gdyby ktoś z dorosłych spojrzał uważniej, zareagował szybciej.
Objawy pojawiły się w drodze powrotnej: zaczęła narzekać na ból głowy, było jej zimno, zasnęła z dreszczami. Po powrocie gorączka, osłabienie, tydzień w domu. Zamiast zdjęć i opowieści czekał syrop, termometr i niechęć do jakichkolwiek wspomnień z tego wyjazdu.
Nie mam pretensji do pogody ani do gór. Mam pretensję do braku czujności. Bo skoro wiemy, iż dzieci łatwo łapią infekcje, iż mogą nie powiedzieć wprost, iż jest im zimno, to czy naprawdę nie da się tego przewidzieć? Czy nie da się raz spojrzeć dalej niż w plan wycieczki i zastanowić się, czy wszystkie dzieci czują się dobrze?
To był zwykły wyjazd trzecioklasistów, z pozoru nic groźnego. I właśnie dlatego budzi moje największe rozczarowanie, bo nie wymagał heroicznego wysiłku, tylko zwykłej troski.
Kiedy córka, już po wszystkim, powiedziała szeptem: 'Mamo, ja już nie chcę nigdzie jechać…' – wiedziałam, iż dla niej ta wycieczka była o jeden most za daleko.
Szkoła powinna być przestrzenią bezpieczeństwa, nie tylko w klasie. A jeżeli nie potrafi tego zapewnić także podczas krótkiego wyjazdu, to jako matka po prostu odmawiam udziału. Dziecko ma prawo do przygód. Ale też do opieki. I do tego, by nie wracać z przygody z gorączką".