Mąż nie chce, żeby jego mama zatrzymała się w hotelu, a ja nie chcę wpuszczać teściowej do swojego mieszkania. W ogóle jej nie zapraszałam

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Czasami zazdroszczę ludziom, którzy mają do czynienia z normalnymi teściami. Mnie to szczęście niestety ominęło.

Niedawno mąż „uraczył” mnie wiadomością, iż jego mama planuje nas odwiedzić i… już kupiła bilet. Ostatni raz widziałyśmy się prawie rok temu, tuż po narodzinach naszej córeczki. Wtedy przyjechała, żeby „nauczyć mnie” opieki nad dzieckiem – mimo iż sama mam doświadczenie w tej kwestii.

Mam młodszą siostrę, między nami jest spora różnica wieku – urodziła się, gdy miałam 14 lat. Pomagałam wtedy mamie: potrafiłam przewijać, kąpać i usypiać niemowlę. Ale teściowej to nie obchodziło. Uznała, iż się nie znam i tyle.

Teściowa mieszka w innym mieście. Wcześniej przyjeżdżała dość często, ale po ostatniej kłótni nie rozmawiałyśmy prawie rok. Jej wizyty nigdy nie sprawiały mi euforii – chociażby dlatego, iż nasza kawalerka nie jest duża, a ona lubiła przyjeżdżać na długo.

– No jak to tak, przyjechać taki kawał drogi na jeden dzień? – mówiła. I zostawała na dwa tygodnie.

Od początku związku mieszkamy z mężem w moim mieszkaniu – rodzice kupili mi je, kiedy poszłam na studia. Kawalerka jest mała, ale mamy wszystko, co trzeba. We dwoje dawaliśmy radę, ale nie jesteśmy przyzwyczajeni do gości. A mama Romana – mojego męża – niestety nie rozumie aluzji.

Kupiliśmy specjalnie dla niej materac dmuchany, choć niedaleko jest przyzwoity hotel. Gdyby się tam zatrzymała, wszystkim byłoby wygodniej.

Zanim urodziła się nasza córka, teściowa przyjeżdżała po prostu z nudów. Emerytura jej ciążyła, więc raz na kilka miesięcy wpadała z kontrolą i… „nauczała” mnie, jak powinnam prowadzić dom:

– Wiesz, iż podgrzewanie jedzenia w mikrofalówce jest bardzo szkodliwe? Po co tyle płynu do naczyń? To sama chemia! Gdzie ty ten garnek stawiasz? Przecież to niewygodne!

To tylko ułamek tego, czego musiałam słuchać każdego dnia.

Wielokrotnie miałam ochotę powiedzieć jej, żeby wracała do siebie i rządziła we własnym domu, ale mąż prosił, żebym nie robiła jej przykrości – więc gryzłam się w język tylko dla niego.

Starałam się nie brać wszystkiego do siebie – czasem przemilczałam, czasem robiłam po swojemu, czasem szukałam kompromisu. Ale kiedy teściowa dowiedziała się o ciąży, jakby jej całkiem odbiło.

Zaczęły się niekończące się rady i przesądy: iż nie wolno się obcinać, malować paznokci ani włosów, nie wolno pić herbaty… i jeszcze milion innych głupot. Kulminacja nastąpiła, gdy wróciłam z salonu z manicure.

– Zwariowałaś?! Przecież to szkodzi dziecku! – wrzeszczała.

Nie słuchała żadnych argumentów, gadała swoje. Poszłam do kuchni, zamknęłam się, ale ona przyszła za mną. Od słowa do słowa – wybuchła awantura. Tak się zdenerwowałam, iż aż ciśnienie mi skoczyło. Oczywiście winna byłam ja – i mój lakier do paznokci. Jak to brzmi?!

Po jej wyjeździe odetchnęłam z ulgą. Ale po porodzie znów się zjawiła – i znów zaczęła mnie „uczyć” jak dbać o niemowlę.

Z dzieckiem było ciasno, a z teściową to już był koszmar. Bezsenne noce, a w dzień ona ze swoimi pretensjami i „złotymi” radami.

Przywiozła ze sobą stertę starych śpioszków i pieluch po moim mężu. Kategorycznie sprzeciwiała się pampersom i własnoręcznie uszyła jakieś szmaty wielowarstwowe. Wszystko to oczywiście wyrzuciłam – nie dość, iż miejsca brak, to jeszcze przywiozła takie rupiecie.

Kiedy się dowiedziała, iż wyrzuciłam jej „skarby”, dostała szału. Krzyczała, iż jestem beznadziejną matką, iż znęcam się nad dzieckiem i iż zgłosi mnie do opieki społecznej. Pokłóciłyśmy się wtedy strasznie, spakowała się i z hukiem wyszła.

– Po co ona znów do nas jedzie? – zapytałam męża.

– Tęskni. Chce zobaczyć wnuczkę – odpowiedział.

Powiedziałam jasno: nie chcę widzieć jej w moim mieszkaniu. jeżeli ma przyjechać, niech wynajmie sobie pokój w hotelu. Mąż się oburzył:

– Nie mogę wyrzucić matki z mieszkania!

– jeżeli zapomniałeś, to przypominam – to moje mieszkanie. I nie chcę jej tu widzieć – powiedziałam spokojnie.

Mąż się obraził. Stwierdził, iż przecież też zainwestował w to mieszkanie i myślał, iż wszystko mamy wspólne. Od tygodnia się do mnie nie odzywa.

Tymczasem data przyjazdu teściowej się zbliża, a my przez cały czas nie wiemy, co zrobić. Mąż dalej się boczy, a ja uważam, iż mam rację i nie zamierzam ustępować.

Idź do oryginalnego materiału