Mój mąż znika między pracą a matką, a ja tonę w samotności…

twojacena.pl 4 godzin temu

Dziennik osobisty.

Od ponad roku żyję jakby sama. Nie, formalnie jestem mężatką, mam dziecko, dom, ale mój mąż… po prostu go nie ma. Albo pracuje do późna, albo znika w mieszkaniu swojej matki. Najgorsze, iż nie widzi w tym problemu. Ani odrobiny współczucia, ani śladu zrozumienia. Dla niego wszystko jest w porządku: pracuje, pomaga mamie, a do domu wpada tylko przespać się.

Znajomi powtarzają: „Poczekaj, wyjdziesz z urlopu macierzyńskiego – wszystko się ułoży”. A ja myślę, iż to nie w urlopie rzecz. Po prostu w końcu przestałam przymykać oczy. Przejrzałam. Wcześniej go tłumaczyłam, broniłam: zmęczony, ciężka praca… Ale teraz widzę, jak moja rodzina powoli, nieuchronnie się rozpada.

Mieszkamy w Poznaniu, w zwykłym dwupokojowym mieszkaniu. Jestem teraz na macierzyńskim z małym synkiem. Mąż, Krzysztof, pracuje w dużej firmie logistycznej – niedawno dostał awans. Od tamtej pory jakby wyparował z naszego życia. Wraca koło północy, rano wstaje – i znika. A gdy nie pracuje, to jego „drugi adres” – mieszkanie matki.

Grażyna, jego mama, po moim porodzie zaczęła go regularnie wciągać do siebie pod pięknymi pretekstami: gniazdko do naprawy, rura do wymiany, drzwi nie domykają się. Byłoby pół biedy, gdyby to były pojedyncze sytuacje, ale stało się to systemem. A kilka miesięcy temu nagle postanowiła zrobić remont. Akurat teraz, gdy syn dostał nowe stanowisko i ma masę obowiązków. I, co ciekawe, remont finansuje mój mąż. A my? Żyjemy od wypłaty do wypłaty. 500 plus? Śmieszna kwota, nie starczy choćby na połowę pieluch.

Gdy Krzysztof miał urlop, proponował, żeby remont zrobić wtedy. Ale odmówiła: „Jest mi dobrze, nie trzeba nic zmieniać”. A teraz nagle – pilne! Wszystko się wali, tapety odpadają, sufit krzywy… I tak mój mąż spędza u niej każdy weekend. Za każdym razem to samo: „Tylko na chwilę wpadnę”. Wraca po północy. Już choćby nie wiem, kto jest najważniejszą kobietą w jego życiu – ja czy mama.

O wnuku Grażyna interesuje się… przez syna. Nigdy nie zapytała mnie, nie zaproponowała pomocy, nie przyszła, żeby posiedzieć z dzieckiem, żebym choć chwilę odpoczęła. Ale za to wydaje rozkazy: „Krzysiu, nie zapomnij wpaść, musisz pomóc z szafą, a potem jeszcze z płytkami”.

Jestem zmęczona. Zmęczona samotnością przy żyjącym mężu. Zmęczona patrzeniem, jak dziecko wyciąga rączki do taty, a on, nie rozbierając się, idzie pod prysznic, je w milczeniu i pada spać. Próbowałam rozmawiać, tłumaczyć, iż potrzebujemy rodziny, nie wiecznej gonitwy za aprobatą matki. A on tylko macha ręką:

– Nie chodzę za kobietami, przynoszę pieniądze, czego jeszcze chcesz? Mam rzucić pracę?

Tak, przynosi pieniądze. Tylko iż pieniądze mogę zarobić sama. Ale ojca swojemu dziecku nie dam, jeżeli on ciągle jest „zajęty” u babci. Nie potrzebuję bankomatu. Potrzebuję męża. Partnera. Przyjaciela. Ojca dla syna.

A ja siedzę w tym mieszkaniu, wśród zabawek, pieluch i wiecznego zmęczenia. I czuję się porzucona. Zapomniana. Samotna. Choć na palcu – obrączka.

Idź do oryginalnego materiału