„Myśleliśmy, iż babcia pomoże z wnukami, ale zrujnowała nasz dom”

polregion.pl 1 miesiąc temu

Myśleliśmy, iż babcia pomoże z wnukami, ale zniszczyła nasz dom

Tę historię opowiedziała mi bliska znajoma. Jej rodzina to typowa młoda para z dwójką małych dzieci: pięcioletnią córką i półtorarocznym synem. Jak u wielu, wszystko toczyło się zwyczajnie: mama na urlopie macierzyńskim, tata w pracy. Żyli skromnie, ale szczęśliwie.

Aż finanse zaczęły się sypać.

Gdy synek skończył półtora roku, moja znajoma, Kasia, postanowiła wrócić do pracy. Mąż się starał, ale jego zarobki ledwo starczały na podstawowe wydatki. O niańce nie było mowy – usługi drogie. Jedynym rozwiązaniem wydawała się babcia – mama męża. Kobieta niby zgodziła się bez oporów. Wszyscy byli pewni: wnuki sprawią jej radość, a Kasia pomoże utrzymać rodzinę.

Kasia wychowała się w szacunku do starszych i choćby nie przyszło jej do głowy, iż babcia sobie nie poradzi. Przecież wychowała własnego syna na porządnego człowieka.

Ale poszło zupełnie inaczej.

Po kilku tygodniach babcia zaczęła narzekać: dzieci są niegrzeczne, rozpuszczone, nie słuchają, ciągle bałaganią, a do tego – źle jedzą i biegają po domu. Codziennie dzwoniła do Kasi, skarżąc się, jak bardzo jest zmęczona.

– Potrzebują twardej ręki, źle je wychowałaś! – mówiła z irytacją teściowa. – Ja, przepraszam, nie jestem niańką. Mam swoje sprawy i swoje zdrowie. Nie muszę z nimi siedzieć każdego dnia.

Apogeum nastąpiło, gdy pewnego dnia oświadczyła, iż potrzebuje „prawdziwego wolnego w środku tygodnia”. Kasia była w szoku: ona z mężem pracują, muszą być w firmach, a tu – babcia nagle chce urlopu. Gdzie podziać dzieci? Nikogo to nie obchodzi.

Krytyka teściowej nie dotyczyła tylko wnuków. Zaczęła narzucać swoje porządki w domu syna i synowej. To ręczniki wiszą nie tak, to kołdry „nieschludnie posłane”, to garnki stoją na złych półkach. Pewnego razu choćby wzięła się za pranie, tłumacząc, iż w jej obecności wszystko musi być po jej myśli. Kasia z mężem początkowo znosili to w milczeniu, ale w końcu ich cierpliwość się wyczerpała.

Gdy starszą córkę w końcu przyjęto do przedszkola, Kasia odetchnęła z ulgą. Został tylko synek, którego – jak się okazało – jeszcze długo nie przyjmą. Postanowili jednak: babcia już nie będzie niańką. Kasia ograniczyła z nią kontakty. Telefony – raz na dwa tygodnie, wnuki widywała najwyżej raz w miesiącu, i to bez entuzjazmu z obu stron.

Tak, babcia pomogła w trudnej chwili, ale ciągłe pretensje, manipulacje i próby „wychowywania wszystkich” zniszczyły resztki zaufania między nimi. Kasia przyznała mi, iż nie chce, by jej dzieci dorastały pod taką presją. Sama wychowała się bez babcinych kazań i uważa, iż dzieci potrzebują ciepła i miłości, a nie krzyków i niezadowolenia.

Z zewnątrz może wyglądać, iż to niewdzięczna synowa. Ale gdy ktoś codziennie wylewa na ciebie swoje frustracje, krytykuje każdy szczegół, a przy tym nie pomaga, tylko pogarsza sprawę – chce się uciec. I nie wracać.

Czasem myślę, iż babcie i dziadkowie zapominają: wnuki to nie ich dzieci. Nie muszą ich wychowywać od nowa, dzień w dzień. Są od miłości, od mądrej rady, od czułości. A nie od metod rodem z lat 80., pełnych krzyku i pretensji.

Więc Kasia postanowiła: lepiej radzić sobie samemu, choćby jeżeli trudno, niż wpuszczać z powrotem do domu kogoś, kto swoją obecnością tylko burzy harmonię. I ja to rozumiem.

A co wy sądzicie – czy babcie powinny codziennie pomagać z wnukami, czy to tylko kwestia dobrej woli, której nie można wymagać?

Idź do oryginalnego materiału