Bałagan, farby, pisanki: oto święta z dziećmi
Piszę ten tekst, siedząc przy kuchennym stole. Obok mnie dwie pary małych rączek malują pisanki – w skupieniu, z językiem na brodzie, w ciszy przerywanej tylko śmiechem i "Mamo, podaj żółtą!". A w głowie mam wpis z Threads, który przeczytałam dziś rano. To słowa nauczycielki, której nick na tym portalu to sobanskasylwia. Oto jej słowa:
"Mnie zawsze szokują dzieci na dyżurze, których rodzice są w domu z resztą rodziny... po co uczyć dzieci przygotowań do świąt, wspólnie spędzać czas, skoro można dziecko 'sprzedać' do placówki". Do filmu kobieta dodała nagranie, na którym w przedszkolnej slai układa na stoliku klocki.
Mocne słowa? Owszem. Ale czy niesprawiedliwe?
Sama jestem mamą dwóch chłopców w wieku przedszkolnym. I dziennikarką od "nastu" lat. Mam swoje zawodowe obowiązki, dom na głowie, listy zakupów, okna do umycia, teksty do napisania. Znam ten bieg z przeszkodami, kiedy trzeba gnać między pracą a przedszkolem, zajęciami dodatkowymi i wizytami u specjalistów. Rozumiem też, iż rodzice są dziś naprawdę zmęczeni.
Pracujemy dużo, żyjemy szybko, wszystko chcemy ogarnąć "na już". A przy tym czujemy presję – iż jak nie "dowieziemy", nie zawieziemy dzieci na basen, nie zrobimy domowych ciasteczek na klasową Wigilię, to od razu spadnie na nas fala krytyki. Czasem z internetu, czasem z sąsiedniej ławki na placu zabaw.
Zwolnij, pozwól dzieciom na pomoc
Ale gdzieś po drodze w tym wszystkim zaczynamy przesadzać. Chcemy mieć "święty spokój" i zaczynamy traktować szkoły, przedszkola i żłobki jak przedłużenie usług — miejsce, gdzie "odda się dziecko", żeby móc zrobić, co trzeba. choćby wtedy, gdy "trzeba" oznacza porządki bez rozlanej farby, gotowanie bez marudzenia i święta bez bałaganu z klocków.
Wielki Tydzień to moment wyjątkowy – niezależnie od wiary. To czas wspólnego bycia razem. A dzieci są częścią rodziny przecież. Nie dodatkiem, nie przeszkodą. Czasem to właśnie wspólne lepienie klusek, ścieranie podłogi razem z czterolatkiem czy dekorowanie mazurka z siedmiolatką zostaje w głowie na długie lata. Nie tylko rodziców, ale także we wspomnieniach z dzieciństwa waszych pociech. Nie perfekcyjny dom i pisanki jak z magazynu o dekoracji wnętrz.
Nie mówię, iż każdy ma obowiązek być z dzieckiem 24/7. Ale jeżeli jesteś w domu i wysyłasz swoje dziecko na przedszkolny dyżur tylko po to, żeby "mieć z głowy", to warto zadać sobie pytanie – czy to naprawdę święta rodzinne? Czy tylko święta dla dorosłych?
Nie trzeba robić wielkich rzeczy. Wystarczy małe "Chodź, pomożesz mi”. Bo dzieci nie potrzebują perfekcji. Potrzebują nas – zmęczonych, niedoskonałych, ale obecnych. I tylko trochę żal, iż coraz częściej chcemy, by ktoś inny "zajął się tym wychowaniem". Żeby nauczył, ogarnął, wytłumaczył. A to przecież nasza rola – choćby właśnie teraz, przy tych pisankach.