Niania jak z koszmaru. "Wrzuciła pieluszkę do toalety. Powódź była konkretna"

gazeta.pl 6 godzin temu
Powierzenie dziecka niani często nie jest łatwą decyzją. Szczególnie jeżeli jest nią osoba "z ogłoszenia", której nie znamy osobiście. Czasem jednak nie ma wyjścia. Nasi czytelnicy opowiedzieli nam o swoich "nianiach z koszmaru". Niekiedy było śmiesznie, innym razem niezręcznie, a czasem... nieco niebezpiecznie.
Dziś mówi się, iż dobra niania jest na wagę złota. Niektóre mamy rezerwują je sobie jeszcze, będąc w ciąży. Dlaczego tak się dzieje? Praca niani to niełatwe zadanie i zdecydowanie - nie dla wszystkich. Niestety nie wszyscy wykonujący ten zawód mają do niego powołanie, ba są choćby takie, które nie lubią maluchów. Kuriozalna sytuacja? Być może, ale i prawdziwa, co pokazują historie przytoczone w artykule.


REKLAMA


Zobacz wideo Kto pomaga Agnieszce Kaczorowskiej w opiece nad dziećmi? "Mamy taką ciocię"


Niania spuściła pieluchę w toalecie i zapomniała przyjść do pracy


Urodziłam Stasia w styczniu i już w marcu musiałam wrócić do pracy. Potrzebowałam więc wsparcia z tym naprawdę małym człowiekiem. Szukaliśmy długo, większość kandydatek odpadała na samym starcie ze względu na naprawdę duże wymagania - od zapewnienia obiadu, po naprawdę wysoką stawkę. Nam chodziło raczej o kogoś, kto może przyjść na 3-4 godziny i wyjść z bąblem na spacer, pobawić się z nim na macie itp.


- relacjonuje Iza, mama dwuletniego Stasia. - Z polecenia dostaliśmy kontakt do Ingi, młodej dziewczyny z Ukrainy. Szukała pracy. W sumie to od razu się umówiliśmy, iż będzie opiekować się naszym dzieckiem. Miała przychodzić na godz. 10.00 i być do 13.00, czasem chwilę dłużej. Głównym jej zadaniem był właśnie spacer, bo to ja karmiłam malucha, przebierałam go i tuliłam do zasypiania - dodaje.


Nianie jak z koszmaru. Czytelnicy opowiadają o swoich przeżyciach Shutterstock, autor: Oleg Elkov


Iza przyznaje, iż było widać, iż niania się stara, niestety mimo to, chwilami miała wrażenie, iż ma pod opieką nie jedno, a dwoje dzieci. - Trzeba było jej pilnować i to konkretnie, bo raz chciała zrobić sobie herbaty, ale zapomniała wstawić wody na gaz (odkręciła kurki). Kiedyś wyszła na spacer i zgubiła wszystkie moje klucze (na szczęście mąż miał swój drugi komplet, wiec zamków nie wymienialiśmy). Jak wychodziła na spacer i mały zrobił kupę, wracała z nim, bo nie dawała rady go przebrać. Dla nas też utrudnieniem w tej relacji był język. Inga polskiego się dopiero uczyła, głównie posługiwała się ukraińskim i rosyjskim, a ja po rosyjsku to "nie paniemajet" (czy jakoś tak to szło), więc komunikowaliśmy się trochę na migi, trochę po angielsku, ale z miesiąca na miesiąc było łatwiej. Raz wrzuciła pieluszkę do toalety, bo właśnie nie zrozumiała, iż chodziło mi o kosz, spuściła wodę, wszystko się podniosło. Powódź w łazience była konkretna - opowiada.


Co interesujące to nie jedyne "grzeszki" niani. Kobiecie zdarzało się np. nie przyjść do pracy. Po prostu o tym zapomniała. A rodzice od rana rwali sobie włosy z głowy, nie wiedząc, co mają zrobić w takiej sytuacji. W sumie wytrzymali z nią od marca do stycznia. Później woleli wysłać synka do żłobka.


Niania ucina pogawędki w sypialni. Dziecko ogląda bajkę i je batoniki
Milena obawiała się żłobkowych chorób, dlatego z mężem podjęli decyzję o zatrudnieniu niani. Była to droższa, jednak ich zdaniem, lepsza alternatywa. Niestety nie mieli nikogo z polecenia. Opiekunkę znaleźli więc na forum w mediach społecznościowych, gdzie pojawiają się tego typu ogłoszenia.


Nasza niania na rozmowie z nami zapewniała, iż uwielbia spędzać czas aktywnie z dziećmi, jest przeciwna elektronice itp. Dziś myślę, iż mówiła specjalnie to, co wiedziała, iż chcemy usłyszeć.


- twierdzi mama małego Sylwka. - Zajęła się naszym rocznym synem. Po jakimś czasie zobaczyłam, iż maluch gorzej je i śpi. Nagle zaczął mi przynosić pilot i pokazywać na telewizor. W sklepie pokazywał na słodycze i krzyczał "mama daj am am". Zapaliła nam się czerwona lampka, bo nie dawaliśmy mu takich rzeczy - dodaje.


Niania włączała bajki na telefonie, żeby mieć spokój i móc nakarmić dziecko Shutterstock, autor: Marina Demidiuk


Pewnego dnia mąż mojej rozmówczyni specjalnie wcześniej wyszedł z pracy i przyjechał do mieszkania. Był zaskoczony tym, co zobaczył. - Nasz syn siedział przed telewizorem i jadł batoniki. Coś, na co my nigdy nie pozwalaliśmy. A niania? W tym czasie leżała w naszej sypialni i rozmawiała przez telefon. choćby nie zauważyła, jak mąż wszedł. Bardzo go to zdenerwowało. Nie zdradził mi szczegółów awantury, jaką jej urządził, ale domyślam się, iż było ostro. Po tym zdarzeniu podjęliśmy decyzję, iż przechodzę na pół etatu i prosimy o pomoc dziadków. Jakoś daliśmy radę do czasu przedszkola - opowiada.


Dziecko: ciocia Kasia była fajna, bo pozwalała grać na telefonie
Natalia jest mamą dwójki dzieci. Nianię znalazła przez ogłoszenie w sieci. Umówiła się z nią, iż będzie zajmowała się jednym dzieckiem na stałe, a w przypadku starszaka - dwójką.


Po pewnym czasie syn mówi mi (już po rozstaniu z tą nianią), iż ciocia Kasia była fajna, bo pozwalała grać na telefonie. Ta sama ciocia po przyjściu do nas rozpoczynała swój "dzień pracy" od zjedzenia śniadania. Kiedyś wróciłam do domu po coś, dosłownie kilka minut po wyjściu i dziecko oglądało bajki, bo ciocia musiała zjeść


- wspomina Natalia. Niestety po raz kolejny również nie trafiła najlepiej. - Inna niania zostawiła nas z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia, tłumacząc się schorowaną mamą, którą będzie się opiekować. Nie mieliśmy pretensji, wiadomo, są różne sytuacje życiowe, tyle iż tego samego wieczoru pojawiło się ogłoszenie wstawione przez jej syna, iż mama szuka pracy... O co chodziło, do dziś nie wiem - dodaje.
Czy macie jakieś "koszmarne" wspomnienia z nianiami? A może wręcz przeciwnie, trafiliście na cudowną, pełną empatii osobą, która fachowo opiekowała się Waszymi dziećmi? Napiszcie nam swoje historie: justyna.fiedoruk@grupagazeta.pl. Gwarantuję anonimowość.
Idź do oryginalnego materiału