“Nie jestem niańką twojego dziecka!”: Jak dawna uraza rozerwała siostrzaną więź po latach
– Nie zamierzam być niańką dla młodszej siostry! – sarczyście rzuciła wtedy Kasia, a te słowa wbiły się w serce Joanny jak nóż. Odbijały się echem nie tylko w jej matczynym sercu, ale i w oczach ośmioletniej Zosi, która stała w drzwiach i wszystko słyszała.
Po śmierci męża Joanna została sama z dwiema córkami. Starsza, Kasia, miała czternaście lat, młodsza – zaledwie osiem. Wsparcia od rodziny praktycznie nie było: babci od strony ojca nie chciało się angażować, a matka Joanny mieszkała tysiąc kilometrów dalej i przyjeżdżała rzadko. Cały ciężar spadł na zmęczoną żałobą kobietę. Pieniędzy ledwo starczało, sił psychicznych – jeszcze mniej.
Zosia od najmłodszych lat wykazywała talent do rysunku. Zwycięstwo w miejskim konkursie dało jej szansę na darmową naukę w prestiżowej szkole artystycznej. Ale zajęcia wymagały częstych dojazdów – cztery razy w tygodniu. Dwa dni Joanna jeszcze jakoś dawała radę, ale na pozostałe brakowało jej czasu. W pracy zaczęły się problemy, szef patrzył już krzywo. Wtedy postanowiła poprosić o pomoc Kasię.
– Przecież po szkole masz wolne. Mogłabyś odprowadzić Zosię i poczekać na nią te dwie godziny – poprosiła, zaglądając córce w oczy.
Lecz usłyszała lodowatą odpowiedź: – Co ja, twoja niańka? Też jestem dzieckiem! Po szkole chcę odprowadzać, a nie latać z Zosią po mieście!
A potem, jakby nożem w serce: – Nie trzeba było dwóch rodzić – to byś się tylko jedną zajmowała!
Te słowa Joannę złamały. Łzy spływały jej po policzkach. Odwróciła się, by wyjść do pokoju, ale w drzwiach już stała Zosia. Wszystko słyszała. Płakała. Bez słów pójdzieła do matki i przytuliła ją.
Niespodziewanie pomoc zaoferowała babcia innej dziewczynki ze szkoły artystycznej. Okazało się, iż mieszka niedaleko i spokojnie może zabierać Zosię na zajęcia. Tak, krok po kroku, życie wróciło do normy. Po roku Zosia sama już pewnie jeździła, a ból po siostrzanej zdradzie schował się głęboko w środku.
Minęły lata. Zosia dostała się na studia, zaczęła dorabiać, wynajęła mieszkanie. Joanna wyjechała do swojej matki. Kasia wyszła za mąż i przeprowadziła się do innego miasta. Urodziła syna. Wszystko zdawało się układać – aż pewnego dnia Zosia odebrała telefon od siostry.
Kasia płakała: – Wyrzucił nas! Powiedział, iż nie wytrzyma już moich histerii! Alimentów płacić nie chce! Nie mamy gdzie iść…
Zosia nie wahała się – zaprosiła siostrę z dzieckiem do siebie. Ale gdy Kasia poprosiła, by czasem zajęła się synkiem, żeby mogła iść do pracy, usłyszała ostry ton: – Przepraszam, Kasia, ale nie zamierzam być niańką twojemu dziecku. To twój syn – nie mój. I nic ci nie jestem winna.
Kasia wybuchła: – Ale ja jestem twoją siostrą!
– A pamiętasz, co mówiłaś mamie, gdy miałaś czternaście lat? Pamiętasz, jak krzyczałaś, iż nie będziesz mnie wozić na plastykę? Mama płakała jak dziecko, a ja stałam w drzwiach i słyszałam każde słowo. I wiesz co? Nigdy już nie czułam, iż jesteś moją starszą siostrą. Wybrałaś siebie. Teraz ja też wybieram siebie.
Kasia nie odpowiedziała. Po prostu się rozłączyła.
Teraz Zosia kontynuuje naukę i pracę. Siostra mieszka u niej, ale z każdym dniem widać wyraźniej – tamta dawna rysa nie zniknęła. Zosia pomaga, ale bez ciepła. Bez czułości. Tylko dlatego, iż tak wypada. Bo inaczej – nie mogłaby sobie wybaczyć.
Ale ta Zosia, która kiedyś patrzyła, jak starsza siostra odtrąca ją – to już nie dziecko. To dorosła kobieta. I zna wagę słów.
A ty co sądzisz? Czy Zosia powinna wybaczyć i pomóc z opieką? Czy czasem, by nie runąć, trzeba zostawić w przeszłości tych, którzy kiedyś nie podali ręki?