Nie jestem złą matką, bo nie organizuję dziecku urodzin. To najlepszy prezent, jaki mogę mu dać

mamadu.pl 6 godzin temu
W świecie dmuchanych zamków, piniat i rywalizacji o najbardziej instagramowe przyjęcie, ta decyzja wydaje się prowokacją. A jednak kryje się za nią coś głębszego: potrzeba spokoju, bliskości i uwolnienia dziecka od presji bycia w centrum widowiska.


Kiedyś było ciasto, teraz są scenariusze i budżety


Pamiętam swoje dzieciństwo – mama piekła murzynka z lukrem, były piosenki puszczane na magnetowidzie, może jakaś gra planszowa i goście. Urodziny były wydarzeniem, ale

kameralnym. Były moje – a nie dla rodziców znajomych czy rolek na Instagramie.

A teraz? Scenariusze animacyjne, catering, piniaty, personalizowane zaproszenia, "motyw przewodni" (najlepiej nawiązujący do pasji dziecka, które… w sumie jeszcze nie wie, co

je kręci). No bo w klasie to wszyscy robią.

Nie chodzi o to, żeby było skromnie. Chodzi o to, żeby było sensownie


Nie jestem przeciwniczką imprez, nie jestem przeciwniczką radości. Ale jestem za tym, żeby dzieciństwo było przestrzenią autentyczności, nie rywalizacji. Kiedy słyszę rodziców

prześcigających się w liczbie atrakcji i kosztach – robi mi się przykro. Nie dlatego, iż mnie nie stać. Tylko dlatego, iż to zaczyna być bardziej o nas niż o dzieciach.

Czy naprawdę czterolatek marzy o fotobudce? Czy sześciolatka odróżnia tło w stylu boho od tła millennial pink? A może najważniejsze jest to, kto przyjdzie – i czy naprawdę będzie czas się pobawić?

Moje dziecko nie miało urodzin. I było szczęśliwe


W tym roku nie zorganizowałam mojemu dziecku urodzinowego przyjęcia. Zapytałam: Chcesz imprezę w sali zabaw z dziećmi z grupy, czy wycieczkę do zoo i piknik tylko z nami? Wybrał zoo. Potem spacerowaliśmy z plecakiem pełnym kanapek, oglądaliśmy pelikany i jedliśmy muffinki na ławce. Miałam w torbie świeczkę. Wbiłam ją w muffinkę. Zdmuchnął. Był naprawdę szczęśliwy.

Nie było zdjęć na Instagramie. Ale było wspomnienie, które wraca – i to nie tylko moje wspomnienie, ale też jego.

Wiem, iż dla wielu rodziców przyjęcie urodzinowe to wyraz miłości. I to jest piękne. Ale warto się czasem zatrzymać i zapytać: czy to naprawdę jest potrzebne mojemu dziecku? Czy może to ja próbuję coś "nadrobić", pokazać, wypełnić jakąś pustkę prezentami i brokatem?

Bo dzieci nie potrzebują dekoracji. Potrzebują obecności. Nie muszą zasłużyć na przyjęcie. Ale też nie muszą go mieć, żeby czuć się ważne.

Urodziny to nie występ. To święto


Nie organizuję urodzin w sali zabaw. Nie ma napisów w stylu "siódmy poziom osiągnięty". Nie rozdaję gift bagów na pożegnanie. Ale jest wspólny obiad, śmiech, bliskość i ta jedna historia: wiesz, siedem lat temu o tej porze pierwszy raz cię przytuliłam.

I to naprawdę wystarcza. Czasem mniej znaczy więcej. A czasem po prostu – znaczy wszystko.

Idź do oryginalnego materiału