„Ty dla mnie nikim nie jesteś i nie muszę cię słuchać!” – znowu rzuciła mi córka mojego męża.
Pięć lat temu, jako Magdalena, wyszłam za mąż za Tomasza, i od tamtej pory moje życie w małym miasteczku pod Poznaniem zamieniło się w nieustanną walkę o spokój w rodzinie. Tomasz ma córkę z pierwszego małżeństwa, czternastoletnią Martę, którą często odwiedza i wspiera finansowo. Nigdy nie miałam nic przeciwko ich kontaktom – wręcz przeciwnie, z jego byłą żoną, Agnieszką, udało nam się zbudować ciepłą, niemal przyjacielską relację. Ale Marta, z jej nastoletnim buntem, stała się dla mnie prawdziwym wyzwaniem, a jej słowa „ty dla mnie nikim nie jesteś” bolą jak nóż za każdym razem, gdy je słyszę.
Agnieszka to rozsądna kobieta. jeżeli potrzebuje, żeby Marta u nas zamieszkała, zawsze dzwoni wcześniej i pyta, czy nam to pasuje. Czasem po prostu gadamy przez telefon jak koleżanki. Nie ma do Tomasza pretensji – po rozwodzie zostawił jej mieszkanie kupione w trakcie małżeństwa, a swoją część przepisał na Martę. Ja, Tomasz i nasz dwuletni synek, Kacper, mieszkamy w moim dwupokojowym mieszkaniu. Tomasz utrzymuje rodzinę, a ja jestem na urlopie macierzyńskim, poświęcając się chłopcu. Ale od kiedy Marta pojawia się w naszym domu, zaczyna się chaos, którego już dłużej nie znoszę.
Ostatnio Marta zaczęła mieć typowe nastoletnie problemy. Agnieszka wyszła za mąż ponownie, a jej nowy mąż, Krzysztof, wprowadził się do nich. Na początku Marta się cieszyła, ale niedługo zaczęła się buntować. Gdy Krzysztof prosił ją, żeby po sobie posprzątała, odpowiadała: „Nie jesteś moim ojcem, nie rozkazuj mi!” Choć Krzysztof starał się nawiązać z nią kontakt, dawał prezenty, był cierpliwy, Marta go odtrącała. Stała się nie do opanowania: nie myła naczyń, nie wynosiła śmieci, na każde słowo reagowała opryskliwie. Podczas kolejnej kłótni powiedziała Krzysztofowi: „To mieszkanie mamy, ty tu jesteś nikim!” Gdy Tomasz się o tym dowiedział, wpadł w złość – w końcu wynajmują jego mieszkanie, a z tych pieniędzy utrzymują się. Agnieszka skarciła Martę, a ta, zalana łzami, zadzwoniła do ojca, błagając, żeby zabrał ją do nas.
Nie protestowałam. Kacper śpi w naszym pokoju, a w salonie mamy rozkładaną kanapę na takie okazje. Zadzwoniłam do Agnieszki, by upewnić się, co o tym myśli. Zgodziła się, ale ostrzegła: „Jeśli Marta nie będzie słuchać, od razu daj mi znać”. Marta przyjechała przygnębiona, ale gwałtownie się rozgościła i zaczęła żyć po swojemu. Ignorowała moje prośby, obrażała się na każdą uwagę. Naczynia zostawiała w zlewie, łóżka nie ścieliła, rzeczy rozrzucała po całym pokoju, a sama całe dni spędzała, plotkując z koleżankami przez telefon. Czułam, jak narasta we mnie złość, ale starałam się panować, przez wzgląd na Tomasza.
W końcu nie wytrzymałam i poprosiłam męża, by porozmawiał z córką. „Ona mnie nie traktuje poważnie” – powiedziałam. Tomasz próbował, ale Marta tylko machnęła ręką. Gdy znów poprosiłam ją, żeby posprzątała po obiedzie, wybuchnęła: „Ty dla mnie nikim nie jesteś i nie muszę cię słuchać!” Serce ścisnęło mi się z bólu. Ledwo powstrzymałam łzy i odpowiedziałam: „Jestem żoną twojego ojca i gospodynią tego mieszkania. Jesteś tu tylko dlatego, iż ci na to pozwoliłam. Nie odzywaj się do mnie w ten sposób!” Marta wypadła z kuchni, trzaskając drzwiami. Nic się nie zmieniło – dalej zachowywała się, jakbym była powietrzem.
Poradziłam się Tomasza i zadzwoniłam do Agnieszki. „Myślałam, iż choć ojca posłucha” – westchnęła Agnieszka. „Przywieźcie ją z powrotem. Macie już ręce pełne roboty z malcem”. Tomasz oznajmił Marcie, iż zabiera ją do matki. W milczeniu spakowała swoje rzeczy, po czym rzuciła się do telefonu, dzwoniąc do babci i narzekając, iż „wszyscy ją odganiają”. Ale teściowa, Elżbieta, nie stanęła po jej stronie. Jak opowiedziała później Agnieszka, Marta liczyła, iż babcia ją zabierze, ale ta właśnie ułożyła sobie życie i nie miała ochoty bawić się w opiekunkę. Teraz Marta ma karę: musi trzymać się ściśle ustalonego planu obowiązków domowych.
Agnieszka mnie rozumie i jesteśmy w tym razem. Ale teściowa tylko dolewa oliwy do ognia. „Biedna Martusia! Wszyscy ją porzucili! U taty nowa żona, u mamy nowy mąż, nikt nie dba o dziecko!” – lamentowała. Nie wytrzymałam: „Oczywiście, zwłaszcza babcia, której własne życie jest ważniejsze od wnuczki”. Elżbieta rzuciła słuchawkę, ale już mnie to nie obchodzi. Najważniejsze, iż Tomasz i Agnieszka mnie wspierają. Marta choćby zadzwoniła wczoraj, przeprosiła, obiecała się poprawić. Ale ból po jej słowach nie mija. Starałam się być dla niej jak matka, traktowałam ją jak własne dziecko, a ona raz za razem mnie odtrąca. Serce mi pęka – chcę spokoju w rodzinie, ale nie wiem, jak do niej dotrzeć. jeżeli znowu rzuci mi „ty dla mnie nikim nie jesteś”, nie wiem, czy uda mi się powstrzymać…