— Ty dla mnie nikim nie jesteś i nie muszę cię słuchać! — znów rzuciła mi córka mojego męża.
Pięć lat temu, jako Marzena, wyszłam za mąż za Wojciecha i od tamtej pory moje życie w niewielkim miasteczku pod Krakowem zamieniło się w nieustanną walkę o spokój w rodzinie. Wojciech miał córkę z poprzedniego małżeństwa, czternastoletnią Kingę, którą często odwiedzał i wspierał finansowo. Nigdy nie sprzeciwiałam się ich kontaktom — wręcz przeciwnie, z jego byłą żoną, Agnieszką, nawiązałyśmy niemal przyjacielskie relacje. ale Kinga, z typowym dla nastolatków buntem, stała się dla mnie prawdziwą próbą, a jej słowa „ty dla mnie nikim nie jesteś” wbijały się w serce jak nóż za każdym razem, gdy je słyszałam.
Agnieszka była rozsądną kobietą. Gdy chciała, by Kinga nas odwiedziła, zawsze dzwoniła wcześniej, pytała, czy to dogodne. Czasem po prostu rozmawiałyśmy przez telefon jak dobre znajome. Nie miała urazy do Wojciecha: po rozwodzie zostawił jej mieszkanie kupione wspólnie, a swoją część przepisał na Kingę. My z Wojciechem i naszym dwuletnim synkiem, Kubą, mieszkaliśmy w moim dwupokojowym mieszkaniu. Wojciech utrzymywał rodzinę, a ja, będąc na macierzyńskim, poświęcałam się dziecku. ale gdy Kinga pojawiała się u nas, zaczynał się chaos, którego już nie mogłam znosić.
Ostatnio Kinga miała problemy wieku dorastania. Agnieszka wyszła ponownie za mąż, i jej nowy mąż, Tomasz, wprowadził się do nich. Z początku Kinga się cieszyła, ale niedługo zaczęła się buntować. Gdy Tomasz prosił, by po sobie posprzątała, odpychała go słowami: „Nie jesteś moim ojcem, nie rozkazuj mi!”. Choć Tomasz starał się nawiązać z nią kontakt, kupował prezenty, był cierpliwy, Kinga go odrzucała. Stała się nieposłuszna: nie zmywała naczyń, nie wynosiła śmieci, odpowiadała opryskliwie na każde słowo. Podczas kolejnej kłótni krzyknęła: „To mieszkanie mamy, ty tu nikim nie jesteś!”. Wojciech, gdy się o tym dowiedział, wpadł w gniew — przecież to on wynajmował swoje mieszkanie, a z tych pieniędzy utrzymywała się cała rodzina Agnieszki. Agnieszka skarciła Kingę, a ta, zalana łzami, zadzwoniła do ojca, błagając, by zabrał ją do nas.
Nie protestowałam. Kuba spał w naszym pokoju, a w salonie stała rozkładana sofa na takie okazje. Zadzwoniłam do Agnieszki, by zapytać, co o tym myśli. Zgodziła się, ale ostrzegła: „Jeśli Kinga nie będzie słuchać, od razu daj znać”. Kinga przyjechała przygnębiona, ale gwałtownie się rozgościła i zaczęła żyć, jak jej się podobało. Ignorowała moje prośby, obrażała się przy każdej uwadze. Nie myła naczyń, nie ścieliła łóżka, rozrzucała swoje rzeczy po całym pokoju, a sama godzinami gadała przez telefon z koleżankami. Czułam, jak w środku rośnie we mnie złość, ale starałam się hamować przez wzgląd na Wojciecha.
W końcu nie wytrzymałam i poprosiłam męża, by porozmawiał z córką. „Ona mnie zupełnie nie szanuje” — powiedziałam. Wojciech próbował, ale Kinga tylko machnęła ręką. Gdy znów poprosiłam, by posprzątała po obiedzie, wybuchnęła: „Ty dla mnie nikim nie jesteś i nie muszę cię słuchać!”. Serce ścisnęło mi się z bólu. Ledwo powstrzymałam łzy i odparłam: „Jestem żoną twojego ojca i gospodynią tego domu. Jesteś tu tylko dlatego, iż ja na to pozwoliłam. Nie mów do mnie w ten sposób!”. Kinga wypadła z kuchni, zatrzaskując drzwi. Nic się nie zmieniło — dalej zachowywała się, jakbym była powietrzem.
Poradziłam się Wojciecha i zadzwoniłam do Agnieszki. „Myślałam, iż choć ojca posłucha” — westchnęła. „Przywieźcie ją z powrotem. Macie i tak dość z maluchem na głowie”. Wojciech oznajmił Kindze, iż odwozi ją do matki. W milczeniu spakowała swoje rzeczy, po czym rzuciła się do telefonu, dzwoniąc do babci i skarżąc się, iż „wszyscy ją odtrącają”. ale teściowa, Barbara, nie stanęła po jej stronie. Jak później opowiedziała Agnieszka, Kinga liczyła, iż babcia ją zabierze, ale ta właśnie ułożyła sobie życie i nie chciała zajmować się wnuczką. Teraz Kinga miała zakaz wyjść i musiała wykonywać domowe obowiązki według ściśle ustalonego planu.
Agnieszka mnie rozumiała i trzymałyśmy razem stronę. Ale teściowa tylko dolewała oliwy do ognia. „Biedna Kinga! Wszyscy ją porzucili! Tata ma nową żonę, mama męża, nikt się nią nie interesuje!” — zawodziała. Nie wytrzymałam: „Oczywiście, szczególnie babcia, której własne sprawy są ważniejsze niż wnuczka”. Barbara rzuciła słuchawką, ale już mi to było obojętne. Najważniejsze, iż Wojciech i Agnieszka stali po mojej stronie. Kinga choćby zadzwoniła wczoraj, przeprosiła, obiecała, iż się poprawi. ale ból po jej słowach nie ustępował. Starałam się być dla niej jak matka, traktowałam ją jak własne dziecko, a ona wciąż mnie odpychała. Serce mi pęka: pragnę spokoju w rodzinie, ale nie wiem, jak do niej dotrzeć. jeżeli znów rzuci mi „ty dla mnie nikim nie jesteś”, nie wiem, czy zdołam się powstrzymać…