Dzisiaj znów usłyszałem te słowa od córki mojego męża: „Nie jesteś mi nikim i nie muszę cię słuchać!”
Minęło już pięć lat, odkąd ja, Kinga, wyszłam za mąż za Tomasza. Życie w małym miasteczku pod Krakowem zamieniło się w ciągłą walkę o spokój w rodzinie. Tomasz ma córkę z pierwszego małżeństwa, czternastoletnią Zosię, którą regularnie odwiedza i wspiera finansowo. Nigdy nie miałam nic przeciwko ich kontaktom – wręcz przeciwnie, z jego żoną, Ewą, udało nam się nawiązać niemal przyjacielskie relacje. Ale Zosia, z typowym dla nastolatki buntem, stała się dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Jej słowa: „nie jesteś mi nikim” bolą jak nóż za każdym razem.
Ewa jest rozsądną kobietą. jeżeli chce, żeby Zosia u nas została, zawsze dzwoni wcześniej i pyta, czy to dla nas odpowiedni czas. Czasem po prostu rozmawiamy przez telefon jak koleżanki. Nie chowa urazy do Tomasza – po rozwodzie zostawił jej mieszkanie kupione w czasie małżeństwa, a swoją część przepisał na Zosię. Ja, Tomasz i nasz dwuletni synek, Mikołaj, mieszkamy w moim dwupokojowym mieszkaniu. Tomasz utrzymuje rodzinę, a ja jestem na urlopie macierzyńskim, zajmując się dzieckiem. Ale gdy Zosia pojawia się u nas, rozpoczyna się chaos, którego już nie potrafię znieść.
Ostatnio Zosia zaczęła mieć problemy wieku dorastania. Ewa wyszła za mąż, a jej nowy mąż, Rafał, wprowadził się do nich. Na początku Zosia była zadowolona, ale gwałtownie zaczęła się buntować. Gdy Rafał prosił, żeby postrzegła po sobie, odpowiadała: „Nie jesteś moim ojcem, nie rozkazuj mi!”. Choć Rafał starał się nawiązać z nią kontakt, kupował prezenty, był cierpliwy, Zosia go odrzucała. Stała się nieposłuszna – nie myła naczyń, nie wynosiła śmieci, na każdą prośbę reagowała opryskliwie. W czasie kolejnej kłótni rzuciła Rafałowi: „To mieszkanie mamy, ty tu jesteś nikim!”. Tomasz, gdy się o tym dowiedział, wpadł w złość – przecież wynajmują jego mieszkanie, a z tych pieniędzy utrzymują się. Ewa skarciła Zosię, a ta, zalana łzami, zadzwoniła do ojca, błagając, by zabrał ją do nas.
Nie protestowałam. Mikołaj śpi w naszym pokoju, a w salonie jest rozkładana kanapa na takie sytuacje. Zadzwoniłam do Ewy, by upewnić się, czy się zgadza. „Jeśli Zosia się nie słucha, od razu daj znać”. Zosia przyjechała przygnębiona, ale gwałtownie się rozgospodarowała i żyła, jak jej się podobało. Ignorowała moje prośby, obrażała się na każde słowo krytyki. Naczynia pozostawiała brudne, łóżka nie ścieliła, ubrania rozrzucała po całym pokoju, a sama godzinami gadała przez telefon z koleżankami. Czułem, jak narasta we mnie gniew, ale starałem się powściągać dla Tomasza.
W końcu nie wytrzymałem i poprosiłem męża, by porozmawiał z córką. „Dla niej nie istnieję” – wyznałem. Tomasz próbował, ale Zosia tylko machnęła ręką. Gdy ponownie poprosiłem, żeby posprzątała ze stołu, wybuchnęła: „Nie jesteś mi nikim i nie muszę cię słuchać!”. Serce ścisnęło mi się z bólu. Ledwo powstrzymałem łzy i odparłem: „Jestem żoną twojego ojca i to moje mieszkanie. Jesteś tu tylko dlatego, iż na to pozwoliłem. Nie odzywaj się do mnie w taki sposób!”. Zosia wybiegła z kuchni, zatrzaskując drzwi. Nic się nie zmieniło – zachowywała się, jakbym był powietrzem.
Porozmawiałem z Tomaszem i zadzwoniłem do Ewy. „Myślałam, iż choć ojca posłucha” – westchnęła. „Przywieź ją z powrotem. Macie i tak ręce pełne opieki nad Mikołajem”. Tomasz oznajmił Zosi, iż zawiezie ją do matki. W milczeniu spakowała rzeczy, a potem rzuciła się do telefonu do babci, narzekając, iż „wszędzie ją wyrzucają”. Ale teściowa, Danuta, nie wzięła jej strony. Jak opowiedziała później Ewa, Zosia liczyła, iż babcia ją przygarnie, ale ta niedawno zaczęła nowy związek i nie miała głowy do zajmowania się wnuczką. Teraz Zosia ma szlaban – sprząta według ściśle ustalonego harmonogramu.
Ewa mnie rozumie i stoimy po tej samej stronie. Ale teściowa tylko dolewa oliwy do ognia. „Biedna Zosieńka! Wszyscy ją porzucili! U taty nowa żona, u mamy nowy mąż, nikomu nie zależy na dziecku!” – lamentowała. Nie wytrzymałem: „Oczywiście, zwłaszcza babci, której własne życie jest ważniejsze od wnuczki”. Danuta rzuciła słuchawkę, ale już mi to obojętne. Najważniejsze, iż Tomasz i Ewa mnie wspierają. Wczoraj choćby Zosia zadzwoniła, przeprosiła, obiecała poprawę. Ale ból po jej słowach nie mija. Starałem się być dla niej jak rodzic, traktowałem ją jak własne dziecko, a ona raz za razem mnie odtrąca. Serce mi pęka – pragnę zgody w rodzinie, ale nie wiem, jak dotrzeć do Zosi. jeżeli znowu powie „nie jesteś mi nikim”… Nie jestem pewien, czy uda mi się zachować zimną krew.
Dzisiaj zrozumiałem, iż czasem choćby największe starania nie wystarczą, gdy druga strona nie chce współpracować. Być może cierpliwość to jedyna droga – ale czy starczy mi jej wystarczająco dużo?