Cześć, posłuchaj tylko tej historii… Zwykle o takich jak ja mówią “ma dar”. Ja jednak uważałam to za przekleństwo. Ale od początku.
Gdy miałam miesiąc, moja mama zostawiła mnie pod drzwiami domu dziecka. Nie wiem czemu, może też miała taki “dar” i nie chciała przekazać go dalej? Faktem jest, iż dorastałam w domu dziecka, nie znając rodziców. Pierwsza moją “szczególność” zauważyła nasza opiekunka, Małgorzata Popławska. Opowiadała potem, iż bawiłam się z dziećmi i jedno zabrało mi zabawkę. A wtedy, cytuję: “Przysięgam, widziałam, jak Bartek odleciał na dywan na drugi koniec pokoju, a ty zabrałaś swoją lalkę”.
Małgorzata była bardzo dobrym człowiekiem. Od razu zrozumiała, iż jestem inna i iż jeżeli się o tym dowiedzą, nie dadzą mi spokoju. “Nie chce, żeby wywieźli cię na eksperymenty” – powtarzała. Dlatego zajmowała się moim wychowaniem i pomagała mi oswoić moje umiejętności. Gdy się bardzo zdenerwowałam, potrafiłam poruszać przedmiotami, choćby ludźmi. Czułam biopola wszystkich wokół. Nie musiałam witać się z człowiekiem, by wiedzieć, czy jest dobry czy zły. Może myślisz, iż to supermoc? Dla mnie to była zmora. Ludzie jakby wyczuwali, iż jestem inna, stronili ode mnie. Dlatego żadna rodzina zastępcza nigdy mnie nie chciała. To bolało. Tak jak wszystkie dzieci, pragnęłam ciepła, miłości, prawdziwej rodziny. Chciałam wiedzieć, co to znaczy mieć mamę.
Miałam tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę w domu dziecka. Nazywała się Aldona. Oficjalnie Aldona, bo nie lubiła zdrobnienia Aldonka. Zawsze mówiłam do niej Aldo.
Aldo była najlepsza. Spędzałyśmy razem cudowne chwile. Byłyśmy dla siebie rodziną. Wiedziała o moich zdolnościach i zawsze trzymała to w tajemnicy, nigdy nie prosząc, bym użyła ich dla jej korzyści. Byłam jej za to ogromnie wdzięczna. Aldo zaczęła już tracić nadzieję na rodzinę – miała piętnaście latek. A wszyscy wiedzą, iż starsze dzieci nikt nie chce.
Aż pewnego dnia Aldo wpadła do naszego pokoju z szeroko otwartymi, płonącymi oczami. Zalała mnie falą jej szalonej energii.
– Co się stało?
– Kalina!!! Wyobrażasz sobie?! Adoptują mnie!!! Będę miała rodzinę!!!!
Aldo podskoczyła, objęła mnie za szyję i zakręciła ze mną po pokoju.
– Znaleźli się ludzie, którzy chcą mnie wziąć! Mam takie szczęście!!!!
Potem zatrzymała się i poważnie na mnie spojrzała.
– Nie martw się, na pewno będę cię odwiedzać, a gdy i ciebie adoptują, będziemy się przyjaźnić rodzinami! Chodź, chodź szybko, pokażę ci ich! Są tam, przy gabinecie dyrektorki.
I pociągnęła mnie za rękę.
Stanęłyśmy pod drzwiami, które właśnie się otworzyły.
Wyszła z nich para. Olbrzymi mężczyzna, z szerokimi ramionami, ostrym podbródkiem i mocnymi kośćmi policzkowymi. Od razu poczułam cały wachlarz ich biopól. To, co wyczułam, wcale mi się nie spodobało.
Od mężczyzny emanowała energia siły, ale nie dobrej siły – to była brutalność. Agresja, złość.
Kobieta była bardzo słaba i przerażona. Czułam dzikie zmęczenie i pustkę.
– O, Aldonka! – mężczyzna rozpromienił się uśmiechem. Skuliłam się. – Jesteśmy już prawie po formalnościach, jutro jedziesz z nami do domu.
Aldona rzuciła się, by go przytulić. W tym momencie wyczułam kolejną emocję w energii mężczyzny. Coś jak miłość, ale nie ojcowska. To było coś innego… jak pożądanie…
Wróciłyśmy do pokoju. Aldona biegała, nie mogąc opanować emocji. Ja siedziałam na łóżku, próbując ogarnąć to, co wyczułam. Może mi się wydawało…
– O co ci znowu chodzi? – Aldo przysiadła obok. – Nie martw się tak, na pewno będziemy się widywać, obiecuję!
– Aldo, nie podoba mi się ta para. Coś z nimi nie tak. Ten facet… on nie wydaje się dobry.
Aldona zmarszczyła brwi.
– Przestań, Kalina! Po co mówisz takie rzeczy? Zazdrościsz mi?! Tak długo na to czekałam! Wreszcie będę miała rodzinę, a pan Cezary Szymański jest naprawdę miły, rozmawiałam z nimi, są tacy ciepli, tacy troskliwi. Pan Cezary mówił, iż będę mieć własny, ogromny pokój, wyobrażasz sobie?
– Aldo, ty wiesz, iż ja czuję ludzi!
– Kalina, daj spokój! Każdą parę sprawdza psycholog i dyrektorka. Są idealnymi kandydatami. On pracuje, ona zostaje w domu, będę mieć mamusię na wyłączność, rozumiesz? Mają wszystkie papiery w porządku. Gdyby byli psychopatami, byłoby to w ich dokumentach.
Aldona wstała gwałtownie i podeszła do okna.
– Myślałam, iż będziesz się cieszyć, przecież jesteś moją przyjaciółką – powiedziała ze łzami w głosie.
Zrobiło mi się wstyd. Przytuliłam ją od tyłu.
– Wybacz, oczywiście, iż się cieszę, przyjaciółko. Masz rację, pewnie mi się wydawało. Po prostu za tobą będę tęsknić.
– Nie przejmuj się, masz dopiero siedem lat, na pewno cię przyjmą. Dobrze, idę się spakować.
Spałam fatalnie. Śnił mi się pan Cezary jak potwór, oczy mu żarzyły się wściekłością, a zamiast ust miał kły, z których ciekła ślina.
Aldo
I tak to moje przekleństwo stało się błogosławieństwem, bo dzięki niemu mamy teraz z Rysią prawdziwy dom, ciepłe łóżka i uściski naszej kochanej mamusi Marysi, która uczy mnie, jak ten dziwny dar używać tylko dla dobrych spraw.