Oddałam im całe życie, a teraz mnie zostawiają? Gorzka historia matki, która poświęciła wszystko dzieciom

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

– Patrzę wokół i nie rozumiem… – wzdycha 73-letnia pani Helena. – Inni biorą do siebie starszych rodziców z wiosek, z odległych miast… A u nas? U nas wszystko zawsze było na opak.

Przez piętnaście lat mieszkała z synem i jego rodziną w trzypokojowym mieszkaniu w Krakowie, na osiedlu Ruczaj. Pomagała im, jak tylko mogła: gotowała, sprzątała, wychowywała wnuki. A teraz? Syn z synową pakują walizki – przeprowadzają się do własnego lokum. A ją – zostawiają samą.

– To ja ich do siebie zaprosiłam! – tłumaczy pani Helena. – Mówię: “Mieszkanie duże, będzie wam wygodnie. A jak coś odłożycie, to sobie kupicie swoje.” W dodatku młodzi brali ślub, kiedy synowa była już w ciąży. Nie chciałam, żeby z maleństwem tułali się po wynajmach.

Nikt wtedy nie wierzył, iż młodym uda się uzbierać na swoje M. Synowa, Karolina, po urodzeniu pierwszego dziecka przez kilka lat nie pracowała. Potem, gdy starszy wnuk miał pięć lat, na świat przyszły bliźniaczki. I wtedy rola babci okazała się niezastąpiona.

– Trójka małych dzieci – to nie żarty – opowiada pani Helena. – A jeszcze chłopczyk malutki, a dziewczynki noworodki. We dwie z Karolinką ledwo się wyrabiałyśmy. choćby we cztery byłoby co robić!

Przez lata pani Helena była dla rodziny opoką. Gotowała obiady, odbierała dzieci z przedszkola i szkoły, pomagała z lekcjami, chodziła z nimi do lekarza. Gdy Karolina wróciła do pracy, to babcia wzięła na siebie większość obowiązków domowych.

– Żadnego “swojego czasu”! – wspomina. – choćby się nie położyłam w ciągu dnia – cały czas coś. A przecież mogłam żyć spokojnie, po swojemu…

A teraz, gdy wnuczki poszły do czwartej klasy, stało się coś niespodziewanego – Karolina odziedziczyła mieszkanie po krewnej. Trzy pokoje w Nowej Hucie! Wystarczyło tylko trochę remontu i… można się wyprowadzać.

I wyprowadzają się.

– Zdradziliście mnie! – wybuchła pani Helena. – Gdy byliście w potrzebie – byłam. Dzieci wychowałam, wsparłam. A teraz? Jak niepotrzebna rzecz – zostawiacie!

Syn, Marcin, próbował tłumaczyć:

– Mamo, przecież jesteś zdrowa, sprawna, chodzisz do sklepu. Nikt cię nie porzuca. Będziesz mieć spokój, ciszę, czas dla siebie. Przyjedziemy w odwiedziny…

Ale matka nie chciała tego słyszeć.

– jeżeli ja za waszymi dziećmi biegam, to nie znaczy, iż mnie nic nie boli! Jak coś się stanie – kto będzie przy mnie? Kto poda szklankę wody?

Syn i synowa zapewniają, iż nie zostawiają jej samej. Że będą pomagać. Ale pani Helena czuje się zdradzona. Bo gdy ona była potrzebna – poświęciła wszystko. A teraz, gdy przydałoby się choć trochę troski, młodzi z ulgą pakują walizki.

Czy naprawdę ją porzucają?
Czy może to naturalna kolej rzeczy – dzieci dorastają, zakładają swoje domy, mają prawo do prywatności?

Czy starsi rodzice mają prawo oczekiwać, iż dzieci będą przy nich na starość – tylko dlatego, iż kiedyś im pomagali?

A może po prostu warto rozmawiać i ustalać granice wcześniej – zanim ktoś poczuje się wykorzystany… lub porzucony?

Co o tym myślisz? Czy dzieci pani Heleny postąpiły źle?

Idź do oryginalnego materiału