„Odeszłam, bo nie mogłam dłużej znieść”: jak jednego dnia mąż postawił mnie przed faktem i wprowadził obce dzieci do domu

polregion.pl 5 dni temu

„Odeszłam, bo nie mogłam już wytrzymać”: jak mój mąż pewnego dnia postawił mnie przed faktem dokonanym i przyprowadził do domu obce dzieci

Z Wojtkiem zaczęliśmy się spotykać, gdy jego małżeństwo już dawno się rozpadło. Był wolny, po rozwodzie, spokojnie żył sam i wydawał się zrównoważony, opanowany, rozsądny. Wtedy myślałam, iż to właśnie ten człowiek, z którym można zbudować prawdziwą przyszłość. Nigdy nie mówił o swojej byłej. Ani złego słowa, ani wspomnienia — jakby tamten rozdział jego życia w ogóle nie istniał.

Nie naciskałam. Nie chciałam wchodzić w przeszłość, bo u nas wszystko układało się dobrze. Zbliżyliśmy się bardzo gwałtownie — od pierwszego spotkania wiedzieliśmy, iż patrzymy na wiele spraw podobnie. Zamieszkaliśmy razem niemal od razu. Żyliśmy spokojnie, bez burz i histerii. Tylko jedno wiedziałam na pewno — Wojtek miał dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Odwiedzał je, kupował prezenty, czasem zostawał u nich do wieczora. Nie byłam częścią ich życia. Jego była żona nienawidziła mnie zawzięcie, dlatego nie było mnie przy dzieciach.

Po czterech latach wzięliśmy z Wojtkiem ślub. Tego samego dnia dowiedziałam się, iż jestem w ciąży. To była chwila szczęścia — Wojtek promieniał z radości, przytulał, krzątał się, dbał o mnie, w nocy biegał po truskawki i lody. Czułam się kochana. Wszystko wydawało się prawdziwe. Aż do pewnego wieczoru.

Wrócił z odwiedzin u dzieci i rzucił krótko: „Ola, moje dzieci będą z nami mieszkać. Ania (jego była) wyjechała za granicę z nowym partnerem. Nie wiem, kiedy wróci. Dzieci zostawiła na mnie”. Milczałam. Nie krzyczałam, nie robiłam sceny. Tylko słuchałam, jak w mojej głowie wali się właśnie zbudowany dom z marzeń. choćby nie zapytał, nie wytłumaczył — po prostu postawił mnie przed faktem.

W ciągu tygodnia dzieci były z nami. Próbowałam sobie poradzić. Gotowałam, sprzątałam, starałam się nawiązać kontakt. Ale dzieci mnie nie zaakceptowały. Ignorowały moje prośby, odmawiały jedzenia tego, co przygotowałam, rozrzucały rzeczy po domu, śmiały mi się w twarz i nazywały obcą. Pewnego dnia starsze rzuciło we mnie talerzem z makaronem. Płakałam w łazience, przyciskając dłonie do brzucha.

Wojtek mówił: „Ola, no wytrzymaj… to tylko dzieci”. A ja patrzyłam na niego i myślałam — a kim ja jestem? Jestem w ciąży. Jestem kobietą, która zgodziła się być twoją żoną. Ale nie składałam przysięgi, iż stanę się macochą wbrew własnej woli.

Po miesiącu nie wytrzymałam. Spakowałam rzeczy i pojechałam do matki. Tam po raz pierwszy od dawna wyspałam się. Zjadłam spokojnie posiłek. Odżyłam. Mąż przyjechał po tygodniu, był zły, obrażony, mówił, iż jestem zdrajczynią. Po prostu zamknęłam drzwi. Odeszłam.

Wzięłam rozwód. I nie żałuję.

Minęło pięć lat. Mam wspaniałą córkę, dla której żyję. Mam nowego partnera, którego nazywa tatą. Jesteśmy rodziną. A Wojtek… został z tamtymi dziećmi. Ich matka nigdy nie wróciła. Nie żałuję swojej decyzji. Wtedy wybrałam siebie. Wybrałam dziecko pod moim sercem. Wybrałam życie bez bólu i poczucia winy. I za każdym razem, gdy patrzę na moją córkę — wiem, iż postąpiłam słusznie.

Idź do oryginalnego materiału