«Ona jest moją matką… Ale jak boli słyszeć tylko wyrzuty»

newsempire24.com 1 tydzień temu

“To moja matka… Ale jak boli słyszeć od niej tylko wyrzuty.”

Mam czterdzieści jeden lat. Wydawałoby się, iż dawno jestem dorosłą, samodzielną kobietą – mam męża, dzieci, pracę, dom. Ale w środku wciąż jest ta sama dziewczynka, która kiedyś patrzyła w oczy matce, mając nadzieję na ciepło, czułość, słowo otuchy. Choć raz. Choć jedno zdanie. Choć cień dumy. Ale nie. I po latach wciąż żyję z tą palącą raną – z bólem braku matczynej miłości.

W naszej rodzinie były trzy córki. Ja – najstarsza. Od dziecka miałam wrażenie, iż to ja powinnam być jej dumą, jej podporą, jej “mądrą córeczką”. Pierwsza – najbardziej świadoma, najbardziej obowiązkowa. Ale dla mamy zawsze było inaczej. Nigdy tego nie ukrywała. Średnia – “trudna”, opryskliwa, wagarowała, urządzała awantury, ale wszystko jej uchodziło na sucho – “taka już jest”. A najmłodsza? Ta była ulubienicą. Cicha, spokojna, schludna. Mama mówiła, iż zasypiała z niepokojem – sprawdzała w nocy, czy oddycha, taka była delikatna. A ja? Ja byłam jak zbędny mebel.

Nie, nie złoszczę się na siostry. Mają swoje życie, nie ich wina. Ale we mnie żal gniecie nie do nich – do niej. Do matki. Całe życie starałam się zasłużyć na jej uznanie. W szkole miałam same piątki, choćby czwórki poprawiałam. Nigdy nie wzywali rodziców – byłam grzeczną dziewczynką. Nie prosiłam o drogie zabawki, nie rzucałam histerii. Chciałam tylko, żeby była ze mnie dumna.

Lecz za każdym razem, gdy do niej przyjeżdżam, słyszę to samo: “Jesteś brzydka”, “Głupia jesteś, wszystko robisz nie tak”, “Jak ty mogłeś taką się urodzić?”. Próbowałam nie brać tego do siebie, tłumaczyłam: “Taka już jest”, “Zmęczona”, “Nie umie inaczej”. Ale kiedy za plecami masz lata wysiłku, nieprzespane noce z dziećmi, walkę o dom i pracę – i znowu słyszysz: “Źle sprzątasz”, “Gotować nie umiesz”, “Dzieci masz niegrzeczne”, “W domu chaos” – już nie wytrzymujesz.

Gdy urodziłam syna, mama wręcz wyganiała mnie do pracy:

“Siedzisz w domu i głupiejesz! gwałtownie wracaj, co się rozsiadłaś?”

A gdy wróciłam do biura, znów zaczęły się pretensje:

“Znalazłaś sobie pracę, a teraz rodzina cierpi. Karierowiczka z ciebie! I tak jesteś do niczego, nic nie potrafisz.”

I tak w kółko. Porównania. Znowu. Zawsze. Najmłodsza – piękna. Średnia – dzielna, chłopa złapała, żyje nieźle. A ja? Jakby pomyłka. I za każdym razem milczę. Zaciskam usta, spuszczam wzrok, połykam łzy. Bo jeżeli powiem choć słowo – od razu rzuci: “Ach, taka to z ciebie niewdzięczna córka. Wszystko ci nie pasuje!”

Czasem mam ochotę krzyknąć: “Mamo, dlaczego mnie nie kochasz? Co zrobiłam źle? Dlaczego ciągle mnie umniejszasz?” Ale nie potrafię. Brakuje mi sił. Boję się. Boję się, iż jeżeli powiem wszystko, co we mnie kipi – odwróci się i zniknie z mojego życia na zawsze. A ja tego nie przeżyję. Choćby bolało – nie chcę stracić tej ostatniej nitki, która nas łączy.

Mąż mówi: “Trzeba w końcu z nią otwartą rozmowę przeprowadzić. Może się opamięta.” Ale on nie rozumie. Dla niego to proste. Dla mnie matka to nie człowiek – to korzeń, powietrze. Bez niej jestem jak ucięta gałąź. choćby jeżeli rani, to przecież to moja matka. I jak dziecko wciąż czekam, iż pewnego dnia powie:

“Córeczko, jesteś dobra. Jestem z ciebie dumna.”

I wciąż czekam. Czekam na te słowa, jak czekałam przez całe życie.

Idź do oryginalnego materiału