Opiekunka dla maluszka

twojacena.pl 8 godzin temu

**Mama dla Anielki**

Pawełku, chodź jeść łagodnie powiedziała niania Tania.
Nie odparł i wpatrzył się w okno. Nie.
Pawle, chodź.
Nieeeee! krzyknął, tupiąc chudymi nóżkami w brązowych rajstopach. Nie, mama tam!
Mama przyjdzie później, chodź.
Co się tu dzieje? Tatiano Michajłowna, co pani tu urządziła? Marsz do stołówki!

Zła kobieta złapała wrzeszczącego Pawła za kołnierz koszuli i ciągnęła go do stołu. Wkładała mu do ust szare, zimne makarony. Chłopiec krzyczał i wyrywał się, a ona wpychała kolejne kęsy.
Żryj, bachorze, żryj! syknęła.
Reszta dzieci zaczęła gwałtownie stukać łyżkami w aluminiowe miski.

Dlaczego pani tak postępuje, Eleno Dymitriewna? To przecież dzieci szepnęła niania Tania, łzy cisnąc się jej do oczu.
Dzieci? splunęła zła kobieta. Jakie dzieci? To przyszli przestępcy, tak jak ich matki: złodziejki, morderczynie, bandyci!
Aaa! wrzeszczał Paweł, padając na podłogę, czerwony jak burak. Do mamy chcę! Mamo!
Zamknij się, mały gnidzie!

Co to za krzyk? spytała kolejna zirytowana kobieta. choćby Paweł na chwilę ucichł. Co się dzieje?
A ten, buntuje się, jeść nie chce.
Czyj to?
Dębickiej.
A, tej szalonej. Wyprowadźcie go, matka przyszła.

Paweł pisnął i rzucił się przed wychowawczynią, wtulając się w chude, ostre kolana.
Mamo, mamo…

Matka usiadła prosto na podłodze, całując chude ciałko chłopca, przyciskając je do siebie wątłymi rączkami. Szeptała słowa, które rozumieli tylko oni dwoje.

Ojej, nie mogę na to patrzeć płakała stara niania, babcia Hela, która widziała w życiu tyle, iż starczyłoby na dziesięć powieści. Starzeję się, czy co? Jak on ją kocha, a ona? Choć szalona i nieokiełznana, innym matkom warto byłoby się od niej uczyć. Ledwo z ziemi wyrosła, a kocha go tak, iż aż drży.

Pf, kocha… Ulgi w więzieniu kocha. Niedługo i tego zabiorą, a ona znów przyniesie następnego. Znam je…
Jesteś zła, Lena.
A co, nieprawdę mówię, ciociu Helu? Znów znajdzie kogoś, kto się za nią wstawi, i znowu będą ulgi.
Jesteś kobietą, Lena, jak można tak mówić?
Ona nie ma dzieci, nie zrozumie mruknął ktoś z personelu.
I co? Tania też nikogo nie ma, a nie stała się twarda jak kamień. Wybacz, Taniusiu.
Ech, dajcie spokój z tym świętoszkowaniem. I tak mają wy… ile tam dzieci rodzić, ot, świętoszki się znalazły.

Tania szła po pracy i rozmyślała nad słowami Leny. Czyżby miała rację? Mówiła okrutnie, ale czy nieprawdę? Jakoś szczególnie przywiązała się do chłopca, polubiła Pawła i jego matkę wielkooką Anielkę, skazaną Annę Dębicką, dziewczynę z wyrokiem za ciężkie przestępstwo.

Och…

Tania przepracowała swoje, już czas na emeryturę. Odłożyła sporo pieniędzy, wyjedzie do swojego domku, który dawno czeka na gospodynię. Niegdyś mieszkała tam mama, ale teraz… Babcia Hela miała rację jest zupełnie sama na świecie. Ani rodzeństwa, ani matki.

Nie zgorzkniała. Przez lata opiekowała się dziećmi więźniarek, nigdy się do nikogo nie przywiązywała, traktowała to jak pracę. Ale Pawełek… ten chłopiec wpełzł jej do serca.

Paweł stał przy oknie i czekał na mamę. Małym serduszkiem czuł już, już… zaraz przyjdzie.
Mamo…
Pawleczku.

Siedzą, płaczą w objęciach. Co z nimi zrobić?

Aniela zawołała Tania. Dziewczyna odwróciła się, spojrzenie miała kolczaste, uśmiech zniknął. Aniela, trzeba porozmawiać.

Nie przywykła do zaufania. Ci ludzie nikomu nie wierzą.
Po co pani mi pomaga? spytała, wysłuchawszy uważnie, siedząc z pochyloną głową.
Nie tobie, Anielko. Sobie. Jestem sama, a twój Pawełek stał mi się jak wnuk. A ty… mogłabyś być moją córką. Nie, nie myśl źle dodała szybko. Nie narzucam się… po prostu chcę pomóc. Będzie ciężko Pawłowi, jeszcze taki mały, zapomni.
Pomyślę rzuciła krótko i odeszła.

Dwa dni i dwie noce myślała Aniela.
Co ty, Dębicka, na rozum nie wpadłaś? Chłopca niedługo do domu dziecka zabiorą!
Aniela nie odpowiedziała koleżance, tylko zamyślonym wzrokiem na nią spojrzała i milczała. Zupełnie do niej niepodobna.
Zachorowała, czy co? szeptały kobiety.

Pani wtedy… mówiła prawdę? Czy tylko tak rzuciła?
Prawdę, Anielko.
Aniela drgnęła. *Babcia* tak ją nazywała w dzieciństwie…
Ale jak pani to zrobi? Pani mi przecież obca.
Pomogą nam, Anielciu. Spróbujmy. A jeżeli się nie uda, pojadę za Pawłem, zatrudnię się w tym domu dziecka i będę przy nim. Tak długo, jak trzeba.
Po co pani to robi? Nie mam czym zapłacić.
Już powiedziałam, Anielko… Pawełek płaci… swoją miłością.
Dobrze, spróbujmy.

Ani uśmiechu, ani dobrego słowa.

Czego Tania nie robiła, jakie znajomości nie wykorzystała ale udało się. Oddali Pawła.
Dziękuję wyszeptała Aniela suchymi wargami.
Mamo, pojadę z babcią. Potem przyjdę, zabiorę cię.

Aniela ociera łzy, próbuje się uśmiechać do syna.

I potoczyły się dla dziewczyny dni jeszcze szarejsze niż dotąd. Czy takiego życia chciała? Czy tak myślała?

Pewnego dnia wezwano ją na widzenie.
Dębicka, masz długie.
Pierwszy raz od trzech lat. Czyżby… on?
Matka do ciebie, idź.
Maaatka? Nie pójdę, nie, nie… powiedzcie, że… zachorowałam. Albo lepiej umarłam!
Idź, wariatko, czekają na ciebie. Do karceru ci się zachciewa?

Szła, ledwie nogami poruszAniela weszła do pokoju widzeń i zobaczyła tam nie swoją matkę, ale Tanię trzymającą za rękę uśmiechniętego Pawła, który wyciągnął do niej ręce i zawołał: „Mamo, już jesteś wolna, zabieramy cię do domu”.

Idź do oryginalnego materiału