Porównania teściowej do swojej córki już mnie męczą, a teraz przyszła kolej na wnuki!

twojacena.pl 1 miesiąc temu

No tak, mam taką historię, co aż skóra cierpnie. Moja teściowa, Grażyna, od ośmiu lat porównuje mnie, Kornelię, do swojej córki, a teraz wzięła się za nasze dzieci! Żyję z Arturem od czasów studiów, a ta wojna z teściową to jak niekończący się serial. Cokolwiek zrobię — źle, a jej córka, Sylwia, to sama doskonałość. Dotąd znosiłam, ale teraz przekroczyła granicę — zaczęła porównywać nasze dzieci. I wiecie co? Mój limit się skończył, bo nikt nie będzie mówił źle o moim synu!

Pobraliśmy się z Arturem zaraz po studiach. Mieszkaliśmy w małym mieście pod Poznaniem, ledwo wiązali koniec, z końcem, ale do teściowej się nie pchałam. Grażyna od początku miała do mnie pretensje. Artur tłumaczył: „Mama tak ma do wszystkich moich dziewczyn, uważa, iż żadna mnie nie dorasta”. Niby pocieszenie, ale jakoś nie działało. Któregoś dnia, gdy się dowiedziała, iż wynajmujemy mieszkanie, wpadła w szał: „Po co wyrzucać pieniądze? Moglibyście mieszkać u mnie i oszczędzać!”. Przez cztery lata miałam to za uszami, jakbym była przestępcą.

Tymczasem Sylwia, siostra Artura, też wyszła za mąż — i co? Teściowa od razu ich błogosławiła na samodzielność! „Brawo, nie ma co się tłoczyć u teściowej” — mówiła. Artur osłupiał: „Mamo, to czemu my źli, jak wyprowadziliśmy się, a Sylwia z mężem to bohaterowie?”. A ona mu na to: „Tam teściowa taka, iż by im życia nie dała”. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie krzyknąć: „A ty myślisz, iż mi dajesz?”. Wtedy zrozumiałam — zawsze będę gorsza od jej córki.

Sylwia sama w sobie była spoko, ale miała po mamie charakter — wiecznie coś jej nie pasowało. Starałam się unikać awantur, ale Grażyna jakby specjalnie mnie prowokowała. Gdy zaszłam w ciążę prawie w tym samym czasie co Sylwia, wyszło z niej całe zło. „Sylwia to mądrze, rodzi młodo, a ty, Kornelio, zmuszasz mojego syna do harówki” — ciągle powtarzała. Byłam na krawędzi. Na rodzinnych obiadach Sylwia dostawała najlepsze kąski: „Jedz, musisz się wzmacniać”. A ja słyszałam: „Za bardzo się roztyłaś, co lekarz powie?”. Choć lekarz twierdził, iż wszystko w normie. W końcu przestałam tam jeździć, tłumacząc się złym samopoczuciem.

Urodziłyśmy z Sylwią chłopców w odstępie tygodnia. I co? Teściowa od razu oświadczyła, iż syn Sylwii to żywy Artur, a w naszym Kacprze „rodziny nie widać”. Mnie to nie obchodziło, byłam zajęta macierzyństwem. Ale gdy Grażyna zaczęła porównywać dzieci, eksplodowałam. To już nie było tylko o mnie — to dotyczyło mojego synka. Nie chcę, żeby Kacper czuł się gorszy. Artur mówił, iż przesadzam, ale widziałam, jak teściowa wynosi wnuka Sylwii, a naszego ledwo zauważa.

Gdy Kacper skończył cztery lata, było jeszcze gorzej. Grażyna nie dawała spokoju: „Sylwii syn już sam je, a ty, Kornelio, nie zajmujesz się dzieckiem”. Gdy posłałam go do przedszkola, nazwała mnie wyrodną matką: „Pozbywasz się dziecka, byle mieć spokój! A Sylwia w domu siedzi i wychowuje”. Te słowa paliły jak ogień. choćby Artur zaczął widzieć, jak bardzo to niesprawiedliwe. Dotąd milczałam, ale nie na długo. jeżeli on nie postawi matki do pionu, ja to zrobię.

Jeszcze zniosę, gdy Grażyna porównuje mnie do Sylwii. Ale gdy zaczyna się czepiać Kacpra — to już przesada. On jest jej wnukiem, ale dla niej zawsze będzie gorszy. Moje próby zachowania spokoju rozpadają się w pył. Nie będę już milczała. Teściowa zatruwa nam życie, a ja nie pozwolę, by poniżała moje dziecko. jeżeli trzeba, nawrzucam jej, choćby jeżeli to rozwali rodzinę. Serce mi pęka, ale dla Kacperka pójdę na wojnę. On zasługuje na miłość, a nie na lekceważenie babci, która widzi tylko swoją córkę i jej dziecko.

Idź do oryginalnego materiału