"Powinna mu pani dać klapsa". Gdy dziecko płacze, wszyscy nagle wiedzą, jak je wychować

gazeta.pl 7 godzin temu
Rodzice małych dzieci coraz częściej spotykają się z krytyką i jawną niechęcią w przestrzeni publicznej. Wystarczy płacz, marudzenie lub dziecięcy upór, by usłyszeć kąśliwe uwagi albo poczuć karcący wzrok.
Na grupach parentingowych w mediach społecznościowych roi się od opowieści o codziennych potyczkach z nietolerancją wobec dzieci. Lena Gontarek dla portalu weekend.gazeta.pl przyjrzała się historii mam, które mierzyły się z ostracyzmem – w samolotach, kolejkach, kawiarniach i komunikacji miejskiej. Wszystko przez to, iż ich dzieci… po prostu były dziećmi.


REKLAMA


Zobacz wideo Małgorzata Socha zdradza, jaką jest mamą. "Są w naszym domu zasady" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


Nie ma miejsca dla dzieci? Współczesna życzliwość kończy się na regulaminie
Wystarczy chwila dziecięcego płaczu w kolejce do laboratorium, by usłyszeć, iż "powinna mu pani dać klapsa". Mama, która znalazła się w takiej sytuacji, odpowiedziała: "Na szczęście to moje dziecko i nie zamierzam go bić". Reakcja? "Pewnie, niech na głowę wejdzie". W podobnym tonie komentowana była sytuacja Kasi, mamy sześcioletniego Patryka, który uparł się na konkretnego loda w kawiarni. Kierownik odmówił możliwości wniesienia go spoza lokalu. Stwierdził, iż dziecko może zjeść loda na zewnątrz i dopiero dołączyć do grupy. Kasia wspomina: "Czułam się bardzo niekomfortowo, a przecież odrobina życzliwości mogłaby zmienić sytuację".
Najgorszy nie jest komentarz. To ten wzrok, który mówi wszystko
Rodzice dzieci z silnymi emocjami wiedzą, iż każda podróż może zakończyć się komentarzem. "Tłoczno, gorąco, dziecko gwałtownie robi się znudzone", mówi Klaudia z Łodzi. I dodaje: "Faktycznie kilka razy zdarzyło się, iż ktoś w sposób niewerbalny komentował zachowanie syna, np. przewracał oczami. Przede wszystkim jednak to ja w głowie zawsze miałam przekonanie, iż na pewno ludziom jego płacz przeszkadza". Jeszcze trudniejsze bywają loty. Agata wspomina podróż z dwulatkiem, który przez chwilę bawił się tacką. "Z wielkim westchnieniem [pasażerka - przyp. red.] stwierdziła, iż to będzie ciężki lot". Gdy inna mama usiłowała uspokoić syna podczas lotu z turbulencjami, usłyszała, iż "jak się ma małe dzieci, to się siedzi w domu, a nie lata samolotem".


Słowa, które ranią. Czasem mocniej niż płacz dziecka
Podobnych historii wśród rodziców jest wiele – dzielą się nimi w grupach na Facebooku, takich jak "Podróżowanie z niemowlętami i małymi dziećmi". Komentarze bywają raniące, wśród nich zdarzają się np. "Niewychowane bachory biegają po korytarzu". Tymczasem rodzice podkreślają, iż robią wszystko, by dzieci uspokoić – czasem z pomocą kilku dorosłych. Jak mówi Kinga, mama trzylatka: "Byliśmy we czworo dorosłych i każdy z nas próbował go uspokoić wszelkimi sposobami, łącznie z telefonem i bajkami. Nic nie pomagało. (...) Niektórzy pasażerowie zagadywali, ale usłyszałam też, iż realizuję swoje głupie pomysły kosztem dzieci". To pokazuje, iż nie chodzi o brak starań, ale brak społecznej wyrozumiałości – tej, której tak bardzo brakuje w codziennych sytuacjach.
Idź do oryginalnego materiału