Pozostała tylko jedna

newsempire24.com 4 dni temu

Dziś, 13 września. Wieczór zapada, a Bożeny wciąż nie ma. Jagoda, kręcąc kółkami wózka, podjechała do stołu, złapała komórkę i wykręciła numer mamy.
“Abonent nieosiągalny” – zabrzmiał obcy głos.
Dziewczynka bezradnie spojrzała na telefon, przypomniała sobie o małym doładowaniu, wyłączyła go.

Mama poszła do Biedronki i nie wróciła. Nigdy tak nie robiła, nie zostawiała jej na długo, córka od urodzenia nie chodzi. Porusza się na wózku, a oprócz mamy nie ma nikogo.
Jagoda ma siedem lat, nie bała się sama w domu, ale mama zawsze mówiła gdzie idzie i kiedy wróci. Nie rozumiała: “Poszła do tego sklepu dalej, bo taniej. Byłyśmy tam razem. Choć wydaje się daleko, to kawałek drogi, w godzinę można dotrzeć i wrócić” – spojrzała na zegarek. – Minęły cztery godziny. Jestem głodna”.

Pojechała wózkiem do kuchyni. Zagotowała wodę, wyjęła ze schładzarki schabowego. Zjadła, popiła herbatą.
Mamy ciągle nie było. Znów sięgnęła po telefon:
“Abonent nieosiągalny” – znów głos automatu.
Przejechała na łóżko, wsuwając telefon pod poduszkę. Światła nie zgasiła, bez mamy tak strasznie.
Leżała długo, w końcu zasnęła.
***
Obudził ją promień słońca wpadający przez okno. Łóżko mamy było posłane.
– Mamo! – krzyknęła w stronę przedpokoju.
Cisza. Wzięła telefon, zadzwoniła. Usłyszała ten sam metaliczny głos.
Ogarnął ją strach, łzy popłynęły z oczu.
***
Konrad wracał z piekarni. Kupował tam codziennie świeże bułki. Tak zaczynali każdy dzień z mamą – ona robiła śniadanie, on szedł po pieczywo.
Ma trzydzieści lat, wciąż nieżonaty. Dziewczyny go nie zauważały: nieładny, chudy, chorowity. Chorował od dziecka. Leczenie było drogie, mama wychowywała go sama. Ostatnią diagnozę usłyszał jako dorosły: bezpłodność. Z tym, iż nigdy nie założy rodziny, Konrad się pogodził.
W trawie mignął mu zgnieciony telefon. Telefony i komputery to jego praca i pasja – jest programistą. Ma najnowsze modele, ale z zawodowej ciekawości podniósł ten. Wyglądał, jakby przejechał po nim samochód.
“Może ktoś potrzebuje pomocy?” – pomyślał, wsunął znalezisko do kieszeni. “Sprawdzę w domu”.
***
Po śniadaniu wyciągnął znalezioną kartę SIM, wsadził do swojego telefonu. Numery na karcie należały głównie do NFZ, ZUS-u i podobnych instytucji, ale pierwszy kontakt nazywał się “córeczka”.
Zadzwonił po chwili wahania:
– Mamo! – rozległ się radosny dziecięcy głos.
– Ja nie jestem mamą – wydukał Konrad.
– A gdzie mama?
– Nie wiem. Znalazłem zgniotek, przestawiłem kartę i zadzwoniłem.
– Moja mama zginęła – głos przeszedł w płacz. – Wyszła wczoraj do sklepu i nie wróciła.
– A tata? Babcia?
– Nie mam taty, ani babci. Mam tylko mamę.
– Jak masz na imię? – zrozumiał, iż musi pomóc.
– Jagoda.
– Ja jestem Konrad. Jagoda, wyjdź do sąsiadów, powiedz, iż jesteś sama.
– Nie wyjdę, nogi nie chodzą. A w sąsiednim mieszkaniu pustostan.
– Jak to nie chodzą? – Konrad osłupiał.
– Tak się urodziłam. Mama mówi, iż trzeba uzbierać grosze na operację.
– Jak się ruszasz?
– Na wózku.
– Jagoda, znasz swój adres? – przystąpił do działania.
– Tak, ulica Puławska 7, mieszkanie 18.
– Przyjadę. Znajdziemy twoją mamę.
Rozłączył się. Katarzyna weszła do pokoju syna:
– Konradzie, co się stało?
– Mamo, znalazłem rozjechany telefon. Przestawiłem kartę SIM. Zadzwoniłem. Mała dziewczynka została sama w mieszkaniu, jest niepełnosprawna. Nie ma rodziny. Mam adres. Jadę.
– Jedziemy razem – kobieta zaczęła się zbierać.
Katarzyna sama wychowała często chorującego syna, wiedziała, jak ciężko jest samotnej matce z chorym dzieckiem. Jest na emeryturze, syn dobrze zarabia.
Zamówili taksówkę.
***
Zadzwonili do domofonu.
– Kto? – smutny głos dziecka.
– Konrad.
– Proszę wejść!
Drzwi mieszkania były uchylone.
Weszli. Chuda dziewczynka na wózku patrzyła na nich smutnymi oczami:
– Znajdziecie moją mamę?
– Jak mama na imię? – spytał od razu Konrad.
– Bożena.
– A nazwisko?
– Nowak.
– Konradzie, poczekaj! – zatrzymała go matka, zwróciła się do dziewczynki. – Jagoda, jesteś głodna?
– Tak. Wczoraj zjadłam kotleta ze schładzarki.
– Konrad, biegnij do naszej piekarni, kup to, co zawsze.
– Jasne! – wybiegł
Julia szła pewnym krokiem, trzymając dłoń taty Konstantego, i choć w środku trochę się bała, promień jesiennego słońca, padający prosto na szkolne drzwi i ciepłe spojrzenia mamy Lidii i babci Niny za jej plecami, mówiły, iż jej świat wreszcie nabrał barw, których zawsze pragnęła.

Idź do oryginalnego materiału