Pragnę, by córka męża sama chciała zamieszkać z teściową.

newsempire24.com 5 dni temu

Dzisiaj znów nie mogę spać. Siedzę w kuchni, pijąc herbatę, i myślę o wszystkim, co się dzieje. Kiedy wychodziłam za mąż za Jacka, wiedziałam, iż ma córkę z poprzedniego małżeństwa. Ewa, jego była żona, zostawiła dziecko sześć lat temu – spakowała walizki i wyjechała do Holandii z nowym partnerem, zaczynając życie od zera. Przez ten czas urodziła jeszcze dwójkę, o starszej córce przypomina sobie dwa razy w miesiącu przez wideorozmowę, a prezenty wysyła tylko na święta. Widziałam, jak dziewczynka tęskni za matką, jak wpatruje się w ekran telefonu, mając nadzieję, iż usłyszy: „Przyjedź do mnie”. Ale nigdy nie zaprosiła, nigdy nie odwiedziła. Po prostu wymazała córkę ze swojego życia.

Na początku dziewczynka mieszkała u teściowej – matki Jacka. Ale ta gwałtownie się zmęczyła, nie radziła sobie z nauką, kaprysami, histerią. Po prostu odesłała wnuczkę do ojca. Jacek przyprowadził ją do domu, spojrzał mi w oczy i cicho powiedział: „Kasia będzie z nami mieszkać. Na dłużej”.

Starałam się być dobrą macochą. Kupowałam ubrania, gotowałam ulubione dania, odbierałam ze szkoły, rozmawiałam szczerze. Chciałam być przyjaciółką. Ale ona zamknęła się w sobie. Jakby postawiła między nami mur i choćby nie próbowała go zburzyć. Nie tylko mnie ignorowała – wręcz demonstracyjnie pokazywała, iż w jej świecie nie istnieję.

Minęły trzy lata. Dziewczynka ma teraz dwanaście lat. I wciąż mieszka z nami, jakby to był jej dom, a nie nasz wspólny z mężem. Każdego wieczora skarży się ojcu: „Ciocia Ania kazała mi posprzątać”, „Ciocia Ania nie kupiła mi tego, co chciałam”. A potem teściowa dzwoni do mnie z pretensjami, iż „za mało uwagi poświęcam dziecku” i iż „niedługo sama będę rodzić, więc niech się uczę macierzyństwa”. Ale sama nie chce zająć się wnuczką, choćby na godzinkę, gdy muszę pilnie iść do lekarza czy do pracy.

To wszystko mnie wykańcza. Pracuję, prowadzę dom, gotuję, a teraz jestem w ciąży. Jacek, choć nie staje po stronie córki, prosi, żebym była łagodniejsza, wyrozumialsza. Ale ja już nie daję rady. Ta dziewczynka stała się źródłem mojego rozdrażnienia. Jest niechlujna, opryskliwa, nie potrafi podziękować, nie słucha i zawsze jest niezadowolona. Nie jest moja i choćby przed sobą już tego nie ukrywam.

Czasem w nocy myślę: „Gdybym wtedy nie zgodziła się, żeby by zamieszkała z nami… Gdybym postawiła na swoim…”. Ale teraz już za późno. Nie mogę odejść od męża – będziemy mieć wspólne dziecko. I, choć to brzmi samolubnie, coraz częściej marzę, żeby córka Jacka sama zapragnęła wrócić do babci. Żeby powiedziała: „U babci będzie mi lepiej”. Nie będę jej przekonywać, żeby została. Nie będę płakać.

Po prostu chcę żyć spokojnie. Bez nieustannych pretensji, bez walki o miejsce w tym domu. Chcę, żeby moje dziecko dorastało w miłości i harmonii, a nie w ciągłym napięciu i kłótniach. Może to mój jedyny sposób, by uratować rodzinę i nie zgubić siebie.

Idź do oryginalnego materiału