W tamtych czasach, gdy jeszcze byłem studentem, poślubiłem moją pierwszą miłość, Katarzynę. To był wir uczuć, namiętność, która zaprowadziła nas przed ołtarz. Po ślubie zaczęło się zwykłe życie: praca, dom, codzienność. Urodziło nam się dwoje dzieci, i jak w każdej rodzinie, przeżywaliśmy wzloty i upadki. Były chwile szczęścia, były kłótnie, ale dawaliśmy sobie radę. Myślałem, iż tak już zostanie – spokojne życie, w którym wszystko jest przewidywalne. Ale los zadecydował inaczej, i teraz stoję nad przepaścią, nie wiedząc, jak wydostać się z pułapki, w którą sam się wpędziłem.
Miałem prawie czterdzieści lat, gdy w naszej firmie w małym miasteczku pod Wrocławiem pojawiła się ona – Zofia, nowa pracownica. Wyglądała, jakby przyszła z innego świata: młoda, pełna życia, z olśniewającym uśmiechem, jakby zerwała się z okładki magazynu. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Myśli o niej wypełniały mi głowę, serce waliło szybciej, gdy tylko przechodziła obok. Nie spodziewałem się, iż w moim wieku można znowu zakochać się jak nastolatek. A jednak – Zofia odwzajemniała moje uczucia. Jej spojrzenia, lekkie flirtowanie, przypadkowe dotknięcia – wszystko to rozpalało we mnie ogień, o którym dawno zapomniałem.
Nasz związek przerodził się w romans. Stało się to przypadkiem: jedno spotkanie, jeden wieczór, i nie potrafiliśmy się powstrzymać. Z Zofią czułem się żywy, młody, wolny. W tych chwilach nie myślałem, iż zdradzam Katarzynę. Było mi za dobrze, by zastanawiać się nad moralnością. Zofia wiedziała, iż jestem żonaty, ale to jej nie powstrzymywało. Spotykaliśmy się w tajemnicy, w wynajętych mieszkaniach, w hotelach, z dala od ciekawskich oczu. Nie zamierzałem porzucać rodziny – wmawiałem sobie, iż utrzymam obie rzeczywistości w równowadze. To była iluzja, ale trzymałem się jej jak tonący brzytwy.
Po kilku latach Zofia powiedziała mi, iż jest w ciąży. Gdy urodził się nasz syn, byłem w siódmym niebie. Trzymając go w ramionach, nie mogłem uwierzyć, iż to przydarzyło się właśnie mnie. Moje życie, które wydawało się tak stabilne, przewróciło się do góry nogami. Znów czułem emocje, o których dawno zapomniałem: drżenie serca, zachwyt, uczucie nowego początku. Ale wraz z tym szczęściem przyszło też brzemię. Żyłem na dwie rodziny. Katarzynie mówiłem, iż jadę w delegację, a sam pędziłem do Zofii i naszego syna. Rozrywałem się, nie wiedząc, jak dokonać wyboru. Obie kobiety były mi drogie, każda na swój sposób. Kochałem je obie, ale czułem, iż tracę kontrolę.
Z czasem Zofia się zmieniła. Macierzyństwo uczyniło ją bardziej wymagającą. Wychowywała naszego syna sama, i to odbiło się na niej. Zaczęła mi wyrzucać: za mało zarabiam, źle ich utrzymuję, poświęcam im za mało czasu. „Wiedziałeś, na co się piszesz” – mówiła, ale jej słowa bolały. Przecież wiedziała, iż mam żonę, iż mam inną rodzinę, inne dzieci, które też muszę utrzymywać. Wyrzuty przeradzały się w awantury. Ale i w domu nie było lepiej. Katarzyna też zauważyła, iż pieniędzy jest mniej. „Za mało zarabiasz, jak mamy żyć?” – krzyczała. Miotałem się między nimi, ale gdziekolwiek przyszedłem, czekały na mnie kłótnie. Moje życie stało się koszmarem, w którym nie było spokoju.
Jestem zmęczony. Zmęczony kłamstwami, zmęczony rozdartością, zmęczony wiecznymi oskarżeniami. Każda z nich ciągnie mnie w swoją stronę, a ja nie potrafię wybrać. Katarzyna to moja historia, moja rodzina, matka moich starszych dzieci. Przeszliśmy razem przez wiele, a myśl o porzuceniu jej rozdziera mi serce. Ale Zofia to moja namiętność, moje nowe życie, matka mojego syna. Bez niej nie wyobrażam sobie siebie. Obie są częścią mnie, ale nie mogę już dłużej żyć w tym piekle. Kogo opuścić? Kogo zdradzić? Miłość do obu kobiet pali mnie od środka, a ich wymagania i kłótnie doprowadzają do rozpaczy. Stoję na rozdrożu, a każdy krok wydaje się krokiem w przepaść. Jak wybierać, gdy każdy wybór złamie mi serce?