Szczęście przychodzi niespodziewanie: Jak zostałam matką w wieku 45 lat, pomimo osądów i obaw.

polregion.pl 17 godzin temu

**Szczęście nie przychodzi na zawołanie: jak zostałem ojcem w wieku 45 lat, mimo krytyki i obaw**

Anna z Poznania przeżyła sporą część życia, uważając się za szczęśliwą kobietę, choć z bólem w sercu. Swojego męża, Piotra, pokochała, gdy była jeszcze bardzo młoda. Miała 19 lat, on 23. Byli parą idealną – czułą, dobrą, pełną zaufania. Po ślubie snuli plany: duży dom, ogród i, oczywiście, dzieci – chłopiec i dwie dziewczynki. Ania wtedy powiedziała z uśmiechem: „Jeśli finanse pozwolą, urodzę i pięcioro!”. Wierzyli szczerze, iż wszystko sarà dobrze.

Lata mijały. Dom stanął – solidny, przytulny, z werandą, kwiatami i młodymi drzewkami w ogrodzie. Było wszystko, tylko nie to najważniejsze. Ciąża nie nadchodziła. Odwiedzili lekarzy w Warszawie, Krakowie, prywatnych i państwowych klinikach. Leczenie, zabiegi, diety, łzy i nadzieje – wszystko na próżno. Każdy miesiąc był jak wyrok. Ale Piotr nigdy nie wytykał jej tego palcem. Gdy pewnej nocy Anna szepnęła: „Jeśli chcesz odejść, zrozumiem… Nie mogę dać ci dzieci”, tylko mocniej ją przytulił:

– Ty jesteś moją rodziną. Z nikim innym nie zamierzam żyć.

I tak trwali we dwoje. Już choćby nie mieli nadziei. Była jesień, a Anna szykowała się do swoich 45. urodzin. Zamierzali zaprosić rodzinę i przyjaciół. Zawsze było tak samo – zamieszanie, gotowanie, plany. Ale na tydzień przed świętem poczuła się źle. Myślała, iż to przeziębienie, ale poszła do lekarza.

Czekała tam wiadomość, od której świat jakby stanął w miejscu.

– Ma pani ciążę. 5-6 tygodni.

Najpierw nie uwierzyła. Potem płakała. Ze szczęścia. Ze strachu. Z zaskoczenia. Wątpliwości dusiły: „Mam 45 lat… jak sobie poradzę? A jeżeli coś pójdzie nie tak?”. Mówiła jednak o tym Piotrowi.

On nie tylko się ucieszył. Promieniał jak dzieciak. Powiedział: „Nawet nie myśl o głupotach. Ani słowa o aborcji. Damy radę. Będę przy tobie. Wszystko będzie dobrze”.

Na przyjęciu urodzinowym, przy stole, ogłosili, iż rodzina się powięzie. Tylko teściowa szczerze uściskała Annę. Reszta wymieniła spojrzenia, a potem posypały się słowa: „Oszalałaś?”, „Rodzić w tym wieku?”, „Pomyśl o konsekwencjach”, „Nie dasz rady”, „Dziecko będzie się śmiało, iż ma babcię zamiast matki”. choćby matka Anny zareagowała chłodno.

Po tym wieczorowi Anna nie mogła zasnąć. A rano – krew, panika, karetka. Z diagnozą „zagrożenie poronieniem” trafiła do szpitala. Leżała tam aż do 30. tygodnia. Odwiedzali ją tylko Piotr i przyjaciółka Beata, której nie było na przyjęciu, ale wsparła ją całym sercem. Piotr codziennie przyjeżdżał, przynosił owoce, mówił, iż jest silna i iż wszystko będzie wspaniale. Sam dopytywał lekarzy, szukał najlepszych specjalistów. Był jej opoką.

Gdy nadszedł czas porodu, Piotr zawiózł ją do szpitala. Położna, notując dane, zdziwiła się:

– Ojej… starsza pierwiastka…

Piotr odciąga ją na bok, coś mówi. Wraca po chwili, zawstydzona, z uśmiechem:

– Przepraszam. To tylko termin medyczny. Ale wygląda pani świetnie. Była tu kobieta w wieku 55 lat – wszystko poszło dobrze. Dacie radę!

Poród trwał 20 godzin. Piotr nie odchodził od drzwi sali porodowej. I czekał. Urodził się chłopiec – 3900 gramów, 57 centymetrów. Zdrowy, głośny, silny.

Zadzwonili do wszystkich. Przyjechali tylko teściowa i Beata. Matka Anny choćby nie oddzwoniła.

Anna i Piotr całkowicie oddali się rodzicielstwu. Żadnych niań. Wszystko sami. Nie zauważyli, iż dawni przyjaciele się oddalili, iż rodzina przestała zapraszać ich na święta. Nie obchodziło ich to. Mieli syna. Swojego chłopca. Z roku na rok rósł na dobrego, mądrego, silnego mężczyznę. Poszedł w sport, wyjechał na staż do Niemiec, szanował matkę, uwielbiał ojca.

W wieku 23 lat przyprowadził dziewczynę i powiedział: „Mamo, tato, chcę się ożenić”. Przytulili go i poparli: widoczno nadszedł czas. Był gotów.

Na 70. urodziny Anny zjawiło się najbliższe grono. Byli teściowie, Beata, nowi przyjaciele. Czekano na syna i synową. Zadzwonił:

– Mamo, gratuluję ci jubileuszu i… nowego statusu. Urodziły nam się dziewczynki – dwie! Niedługo przyjedziemy.

Anna rozpłakała się. Łzy spływały po jej policzkach. Goście bili brawo, gratulowali. Piotr wzniósł toast, a potem zawiesił na szyi ukochanej kobiecie łańcuszek z wisiorkiem.

– Dziękuję ci, Aniu, iż wtedy się zdecydowałaś. Że nie poddałaś się. Że dałaś mi syna… a teraz – wnuczki.

Anna łkała, ocierając oczy. Po ćwierćwieczu krytyki, strachu i walki stała się najszczęśliwszą kobietą. A teraz – najszczęśliwszą babcią.

**Lekcja? Szczęście nie pyta o wiek. Czasami przychodzi, gdy najmniej się go spodziewasz – ale warto na nie czekać.**

Idź do oryginalnego materiału