Szwagierka zamieniła nasze życie w piekło, a ja byłam jedyną, która nie wytrzymała milczenia.

newsempire24.com 1 miesiąc temu

**Dziennik osobisty**

Czasem nieszczęście przychodzi bez pukania. Nie wyważa drzwi, nie zapowiada się alarmem. Po prostu wkracza do twojego życia z krzykliwym makijażem, zalotnym uśmiechem i zdaniem: „No, zupełnie inna, niż sobie wyobrażałam”. Tak właśnie pojawiła się u nas Kasia – przyrodnia siostra mojego męża, ukochana córeczka jego mamy, przez którą o mało nie rzuciłam wszystkiego i nie odeszłam.

Tamtego wieczoru wszystko wydawało się normalne. Po raz pierwszy od tygodni skończyłam pracę o czasie, odebrałam z przedszkola naszą córkę Olę i poszłyśmy do parku. Ciepłe powietrze, dziecięcy śmiech, przyjemne zmęczenie. Wróciłyśmy przed ósmą. Ledwo zdążyłam się przebrać, gdy zadzwonił Krzysiek.

— Kochanie, właśnie jadę po Kasię — powiedział spokojnie.

— Kasię? — zdziwiłam się. — Tę przyrodnią?

— Tak, rozwiodła się. Przyjeżdża na stałe.

O Kasi wiedziałam tylko z opowieści. Dziesięć lat temu jej ojciec ożenił się z mamą Krzyszka – Haliną. Od tamtej pory Kasia była w ich domu niemal świętością. Teściowa ją uwielbiała. Może wyglądem przyciągała, może umiała w poru zapłakać. Krzyś nigdy się o niej specjalnie nie rozpisywał. Nie pytałam. Ale gdy wrócił przed północą z ogromną walizką i zmęczonym uśmiechem, zrozumiałam – nasze życie już nie będzie takie samo.

Następnego dnia pojechaliśmy ją poznać. Kasia otworzyła drzwi w pidżamie, z rozmazanym tuszem i nieszczerym uśmiechem.

— Cześć! To ty jesteś żoną Krzysztofa? Hmm… Myślałam, iż będziesz… no, nieważne.

Teściowa, rozpromieniona, nakryła stół jak na wesele: ogórki kiszone, kurczak, pierogi. Siedziała przy Kasi i ciągle powtarzała, jaka ona zmęczona, jak ciężko miała z mężem, i iż „zasługuje, by zacząć od nowa”. Potem, mimochodem, wtrąciła:

— Kochanie, może pomożesz Kasi znaleźć pracę? Ty masz przecież znajomych.

Tak zaczęła się nowa era. Krzyś obdzwaniał wszystkich, szukał dla niej ofert. Ja szukałam mieszkania. W końcu sąsiedzi z góry wynajmowali kawalerkę – przekonaliśmy ich. Krzyś pomógł choćby z papierami. Wszystko dla biednej dziewczyny, której „w życiu nie wyszło”.

A potem zaczął się koszmar. Rano – Kasia. Wieczorem – Kasia. Samochodu nie miała, więc woził ją Krzyś jak taksówkarz. Gotować nie umiała – przychodziła do nas. Mogła wtargnąć o dziewiątej wieczorem, stanąć na środku kuchni i ogłosić:

— Nie jadłam dziś nic, a jestem okropnie zmęczona. Macie coś ugotowane?

Pewnego razu urządziła imprezę, muzyka grzmiała na pełną, sąsiad wezwał policję. Właściciele mieszkania wściekli się, ale Kasia jakoś się wywinęła. A teściowa przyjechała nazajutrz robić awanturę:

— Wy co, nie mogliście jej pilnować?! Ona ma przecież dopiero dwadzieścia cztery lata, to jeszcze dziecko!

— Przepraszam — nie wytrzymałam — ale my z Krzysiem nie zgłosiliśmy się na niańki. Pomogliśmy. Reszta to jej sprawa.

— Ciebie nikt nie pytał! — warknęła teściowa. — Rozmawiam z synem!

Wyszłam, ale przez ścianę słyszałam krzyki. Że „kiepską pracę” znaleźliśmy, iż „nie dopilnowaliśmy” biednej Kasi.

Kilka dni później Kasia wzięła zwolnienie. Krzysia wysłano po zakupy. Mnie też wciągnięto: „Posprzątaj, ogarnij”. Odmówiłam. Mąż się obraził. A ja przypomniałam sobie, jak sama z gorączką gotowałam zupę i sprzątałam – i nikt do mnie nie przybiegał.

Potem przyszły nowe skargi od sąsiadów, i właściciele kazali Kasi się wyprowadzić. Pracę też straciła – narzekali na nią współpracownicy. Teściowa przyjechała zabrać „swoje słoneczko” do siebie, łkając i złorzecząc wszystkim wokół. Patrzyłam na to w milczeniu. Bo wiedziałam – jeżeli powiem choć słowo, wybuchnę.

Ale po dwóch tygodniach stał się cud: koleżanka Kasi zaprosiła ją do Gdańska. Teściowa przeżywała, denerwowała się. A ja ledwo nie skakałam z radości. Po raz pierwszy od miesięcy odetchnęłam z ulgą.

Kasia wyjechała. I zabrała ze sobą ten nieznośny chaos. Wróciła cisza. Spokój. I znów mogłam być sobą – żoną, matką, kobietą. Niech teraz Kasia robi piekło komuś innemu. Byle nie nam.

Idź do oryginalnego materiału