Tajemnica drugiej rodziny: dramat w Olsztynie
„Czy pani wie, iż jej mąż ma drugą rodzinę? Ma syna o imieniu Kacper” – głos w słuchawce był lodowaty i ostry. Kobieta natychmiast się rozłączyła.
Nazywam się Joanna, a mój mąż to Piotr. Mieszkaliśmy w Olsztynie i wydawało się, iż jesteśmy szczęśliwą rodziną. Mamy dwie córki, które Piotr uwielbiał, nazywał je swoimi księżniczkami i rozpieszczał tak, iż kochały go bardziej niż mnie. Kochałam go bez pamięci, a on – tak mi się przynajmniej zdawało – odwzajemniał to uczucie. ale w ostatnich miesiącach stał się nerwowy, rozdrażniony, czasem choćby wyładowywał się na dziewczynkach.
Nie rozumiałam, co się dzieje. Gdy go zapytałam, machnął tylko ręką:
„Problemy w pracy, Joanno. Nie przejmuj się.”
Trochę się uspokoiłam, ale niepokój nie ustępował. Napięcie w domu rosło, więc postanowiłam porozmawiać z Piotrem na poważnie. Ale wtedy zadzwonił telefon. Obcy kobiecy głos wypowiedział te słowa:
„Czy pani wie, iż jej mąż ma drugą rodzinę? Ma syna o imieniu Kacper.”
Połączenie się urwało. Stałam jak sparaliżowana, jakby ziemia zapadła się pode mną. Mój Piotr? Zdradził? Ma drugą rodzinę? Nie mogłam uwierzyć. Czekanie na niego z pracy było prawdziwą torturą. Gdy wszedł, ledwo powstrzymując łzy, wybuchnęłam:
„Piotr, kim jest Kacper?”
Zamarł, wyraźnie zaskoczony. Twarz mu zbladła, zaczął coś bełkotać, ale nie mogłam zrozumieć ani słowa. Wtedy straciłam cierpliwość:
„Jeśli natychmiast nie powiesz prawdy, sama się wszystkiego dowiem!”
Piotr osunął się na krzesło, zakrył twarz rękami i zaczął mówić. Trzy lata temu miał romans w pracy z młodszą współpracownicą. Zaszła w ciążę, ale błagał ją, by usunęła dziecko, przysięgał, iż kocha mnie i córki, iż nigdy nie porzuci rodziny. Ale ona postanowiła urodzić, by szantażować go dzieckiem. Urodził się chłopiec. Okazało się, iż jest złą matką, a Piotr – jak twierdził – nie mógł pozwolić, by jego syn wychowywał się w nędzy albo trafił do domu dziecka.
Słuchałam, a mój świat walił się w gruzy. Jak to mogło się stać? Ale kochałam Piotra. Wiedziałam, iż kocha mnie i dziewczynki – nasze księżniczki, które nie zasypiały, dopóki tata nie przeczytał im bajki. Przez ból i łzy wybaczyłam mu, postanawiając, iż damy radę.
Pewnego dnia spotkałam przyjaciółą z czasów studiów, której nie widziałam od lat. Pracowała w domu dziecka. Poszłyśmy do kawiarni i nagle zobaczyłam Piotra. Siedział przy stoliku z chłopcem około pięciu lat. Od razu wiedziałam – to jego syn. Przyjaciółka, zauważywszy mój wzrok, cicho powiedziała:
„Ma rodziców, a jednak jest sierotą.” – I skinęła głową w stronę Piotra i chłopca.
Opowiedziała, iż matka chłopca go porzuciła, wyszła za mąż i wyjechała za granicę. Ojciec, czyli Piotr, ma własną rodzinę, więc dziecko, choć formalnie nie jest sierotą, w głębi duszy czuje się samotne. Moje serce pękało.
Gdy przyjaciółka odeszła, zebrałam się w sobie, podeszłam do ich stolika i z wymuszonym uśmiechem powiedziałam:
„Panowie, czy nie czas do domu?”
Kacper spojrzał na mnie przestraszony, ale nagle wybuchnął płaczem, rzucił mi się w ramiona i krzyknął:
„Mamo, wiedziałem, iż po mnie przyjdziesz!”
Przytuliłam go i w tej chwili zrozumiałam: jest mój. Nigdy mu tego nie odbiorę. Wraz z Piotrem adoptowaliśmy Kacpra. Teraz mamy troje dzieci. Nasze córki uwielbiają młodszego brata, a on jest najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.
Później spotkałam się z babcią Kacpra. Opowiedziała, iż jej córka nigdy nie kochała Piotra. A swojego syna po prostu nienawidziła. Teraz nasz chłopiec jest otoczony miłością.
Minęły lata. Córki dorosły, wyszły za mąż, mają się dobrze. Kacper kończy studia medyczne, a my niesamowicie się nim chlubimy. Jestem pewna, iż postąpiłam słusznie, dając synowi męża prawdziwą rodzinę. Dzieci, które mają rodziców, nie powinny być sierotami – to straszny grzech.