Tajemnica drugiej rodziny: dramat w małym miasteczku

newsempire24.com 6 dni temu

– Wiesz, iż twój mąż ma drugą rodzinę? Ma syna o imieniu Arturek – głos w słuchawce brzmiał lodowato i ostro. Kobieta natychmiast się rozłączyła.

Nazywam się Anna, a mój mąż to Marek. Mieszkaliśmy w Sopocie i wydawało się, iż jesteśmy szczęśliwą rodziną. Mieliśmy dwie córki, które Marek uwielbiał, nazywał swoimi księżniczkami i rozpieszczał tak, iż kochały go bardziej niż mnie. Kochałam go szaleńczo, i wydawało mi się, iż on czuje to samo. Ale ostatnich miesięcy stał się nerwowy, drażliwy, czasem choćby wybuchał na dziewczynki.

Nie rozumiałam, co się dzieje. Gdy zapytałam, tylko machnął ręką:
– Problemy w pracy, Aniu. Nie przejmuj się.

Trochę się uspokoiłam, ale niepokój nie mijał. Napięcie w domu rosło i postanowiłam porozmawiać z Markiem poważnie. Wtedy jednak zadzwonił telefon. Nieznany kobiecy głos wypowiedział te słowa:
– Wiesz, iż twój mąż ma drugą rodzinę? Ma syna o imieniu Arturek.

Połączenie się urwało. Stałam jak skamieniała, jakby ziemia zapadła się pod moimi stopami. Mój Marek? Zdradził? Ma drugą rodzinę? Nie mogłam w to uwierzyć. Czekanie na niego z pracy było prawdziwą torturą. Gdy wszedł, ledwie powstrzymując łzy, wyrzuciłam z siebie:
– Marek, kim jest Arturek?

Zamarł, wyraźnie zaskoczony pytaniem. Twarz mu zbladła, zaczął coś bełkotać, ale nie zrozumiałam ani słowa. Wtedy wybuchłam:
– jeżeli nie powiesz prawdy teraz, sama się dowiem!

Marek opadł na krzesło, zakrył twarz rękami i zaczął mówić. Trzy lata temu miał romans w pracy z młodszą koleżanką. Zaszła w ciążę, ale błagał ją o aborcję, przysięgał, iż kocha mnie i córki, iż nigdy nie porzuci rodziny. Ona jednak postanowiła urodzić, by szantażować go dzieckiem. Urodził się chłopiec. Okazała się złą matką, i Marek, jak mówił, nie mógł pozwolić, by jego syn żył w nędzy lub trafił do domu dziecka.

Słuchałam, a świat walił mi się na głowę. Jak to możliwe, by spotkało to nas? Ale kochałam Marka. Wiedziałam, iż kocha mnie i dziewczynki – nasze księżniczki, które nie zasypiały, zanim tata nie przeczytał im bajki. Przez ból i łzy wybaczyłam mu, postanawiając, iż damy radę.

Pewnego dnia spotkałam koleżankę ze studiów, z którą nie widziałam się latami. Pracowała w domu dziecka. Weszłyśmy do kawiarni, i nagle zobaczyłam Marka. Siedział przy stoliku z chłopcem około pięciu lat. Od razu wiedziałam – to jego syn. Koleżanka, śledząc mój wzrok, szepnęła:
– Ma rodziców, ale i tak jest sierotą. – Skinęła głową w stronę Marka i chłopca.

Opowiedziała, iż matka chłopca go porzuciła, wyszła za mężczyznę i wyjechała za granicę. Ojciec, czyli Marek, ma swoją rodzinę, więc dziecko, choć formalnie nie sierota, jest samotne. Serce mi pękało.

Koleżanka odeszła, a ja, zebrawszy siły, podeszłam do ich stolika i, starając się uśmiechnąć, powiedziałam:
– Panowie, może już czas do domu?

Arturek spojrzał na mnie przerażony, ale nagle, widząc mój uśmiech, wybuchnął płaczem, rzucił się w moje ramiona i krzyknął:
– Mamusiu, wiedziałem, iż mnie zabierzesz!

Przytuliłam tego chłopca mocno i w tej chwili zrozumiałam – jest mój. Nigdy go nie oddam. Razem z Markiem adoptowaliśmy Arturka. Teraz mamy troje dzieci. Nasze dziewczynki uwielbiają młodszego brata, a on jest najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem.

Później spotkałam się z babcią Arturka. Opowiedziała, iż jej córka nigdy nie kochała Marka. A swojego syna, Arturka, po prostu nienawidziła. Dziś nasz chłopiec otoczony jest miłością.

Minęły lata. Dziewczynki dorosły, wyszły za mąż, mają się dobrze. Artur kończy studia medyczne i jesteśmy z niego dumni. Wiem, iż postąpiłam słusznie, dając synowi męża prawdziwy dom. Dzieci, które mają rodziców, nie powinny być sierotami – to grzech.

Idź do oryginalnego materiału