Tajemnica drugiej rodziny
Nazywam się Zofia, a mojego męża – Marek. Mieliśmy szczęśliwą rodzinę: dwie córki, które Marek uwielbiał, rozpieszczając je jak prawdziwe księżniczki. Kochały go bardziej niż mnie. Ja kochałam go do szaleństwa, i wydawało się, iż on odwzajemnia to uczucie. Ale ostatnio zauważyłam, iż stał się rozdrażniony, czasem choćby wybuchał złością na dziewczynki. Jego napięcie rosło, a moje serce ściskało się z niepokoju.
Nie rozumiałam, co się dzieje. Gdy zapytałam Marka, machnął tylko ręką:
– Problemy w pracy, Zosiu. Nie przejmuj się.
Jego słowa trochę mnie uspokoiły, ale atmosfera w domu nie poprawiała się. Postanowiłam poważnie z nim porozmawiać, ale wtedy zadzwonił telefon. Nieznany kobiecy głos powiedział lodenziście:
– Wiesz, iż twój mąż ma drugą rodzinę? Ma syna o imieniu Kacper.
Połączenie się urwało. Zamarłam, nie wierząc własko uszom. Mój Marek – zdrajca? Świat wokół mnie runął. Czekałam na niego z pracy, a każda minuta wydawała się wiecznością. Gdy wszedł, powstrzymując łzy, spytałam:
– Marek, kim jest Kacper?
Zbladł jak ściana. Widocznie nie spodziewał się tego pytania. Zaczął bełkotać coś niewyraźnego, ale umilkł pod moim wzrokiem. W końcu wykrztusiłam:
– jeżeli nie powiesz prawdy teraz, sama wszystko odkryję!
Wtedy opuścił głowę i zaczął mówić. Trzy lata temu miał romans z młodą współpracownicą. Zaszła w ciążę, a Marek błagał ją o aborcję, przysięgając, iż nie zostawi nas z córkami. Ona jednak postanowiła urodzić, wykorzystując dziecko do szantażu. Urodził się chłopiec, Kacper. Marek przyznając, iż nie mógł opuścić syna, bo jego matka okazała się nieodpowiedzialna. Bał się, iż chłopiec zostanie sierotą.
Byłam wstrząśnięta. Moja rodzina, mój świat – wszystko się waliło. Ale kochałam Marka i wiedziałam, iż on też mnie kocha. Nasze córki nie zasypiały, dopóki tata nie przeczytał im bajki. Dla nich, dla naszej miłości, znalazłam w sobie siłę, by mu wybaczyć. ale ta tajemnica zostawiła w moim sercu głęboką bliznę.
Pewnego dnia spotkałam swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, Kingę, której nie widziałam od czasów studiów. Pracowała w domu dziecka. Wstąpiłyśmy do kawiarni, i nagle zobaczyłam Marka. Siedział przy stoliku z chłopcem około pięciu lat. Serce zamarło mi w piersi – to był Kacper, syn mojego męża. Kinga, zauważywszy mój wzrok, szepnęła cicho:
– Ma rodziców, a jednak jest sierotą. – Skinęła głową w stronę Marka i chłopca.
Opowiedziała, iż matka Kacpra porzuciła go, wyszła za mąż i wyjechała za morską. Ojciec, czyli Marek, ma swoją rodzinę, więc chłopiec, choć formalnie nie jest sierotą, został sam. Słuchałam, a słońce piekło mi policiami. Kinga odeszła, a ja, zebrawszy się na odwagę, podeszłam do stolika i powiedziałam:
– Panowie, może już czas do domu?
Kacper spojrzał na mnie, a w jego oczach był strach. ale gdy się uśmiechnęłam, wybuchnął płaczem, rzucił mi się na szyję i szeptem powiedział:
– Mamusiu, wiedziałem, iż mnie zabierzesz!
Przycisnęłam chłopca do siebie i w tej chwili zrozumiałam: on jest teraz mój. Razem z Markiem adoptowaliśmy Kacpra. Teraz mamy troje dzieci. Nasze córki, Hania i Ola, uwielbiają młodszego brata. Kacper, który tyle lat był pozbawiony miłości, stał się najszczęśliwszym dzieckiem.
Poznałam babcię Kacpra. Opowiedziała, iż jej córka nigdy nie kochała Marka, a swojego syna nienawidziła. To łamało mi serce, ale wiedziałam jedno: teraz Kacper ma nas – rodzinę, która go kocha. Minęły lata. Córki dorosły, wyszły za mąż, mają się dobrze. Kacper kończy studia medyczne, a my jesteśmy z niego niewymownie dumni.
Jestem pewna, iż postąpiłam słusznie, dając synowi Marka z innej kobiety prawdziwy dom. Dzieci, które mają rodziców, nie powinny być sierotami – to największy grzech. Nasza historia w Zakopanem stała się legendą. Ludzie opowiadają ją z cieczętaniem, a ja, patrząc na uśmiechnięte twarze moich dzieci, wiem: miłość i przebaczenie potrafią uleczyć choćby najgłębsze rany.