Msza ze streamingiem
Dzień Pierwszej Komunii Świętej mojej córki miał być piękny i podniosły. I był – ale tylko do pewnego momentu. Bo niestety, to, co zrobili niektórzy rodzice w kościele, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia.
Wiem, iż dziś wszyscy mamy telefony, iż chcemy mieć pamiątkę, iż "tylko jedno zdjęcie", "tylko krótki filmik"... Ale, ludzie, czy naprawdę trzeba robić z kościoła plan filmowy? Przecież był zamówiony profesjonalny fotograf – nie byle kto, tylko człowiek z doświadczeniem, który miał uwiecznić cały przebieg uroczystości. A mimo to co druga osoba z ławki wyciągała telefon, kręciła, pstrykała, stawała w przejściu, wychodziła do przodu – i choćby nie próbowała robić tego dyskretnie.
Był moment błogosławieństwa rodziców. Wzruszający, spokojny, ważny. Patrzę na córkę, która lekko drży z emocji, podchodzi do mnie, a za moimi plecami ktoś już świeci fleszem. Zamiast przeżyć tę chwilę razem z dzieckiem, muszę się odwracać, bo jakaś mama czy babcia niemal wchodzi na ołtarz z telefonem. Inna, kilka ławek dalej, cały czas mówi do męża: "Nagraj to, nagraj, teraz będzie moment z chlebem!".
Zamiast pamiątki – żenujące wspomnienia
Czułam wstyd. Za siebie, za innych, za to, iż coś, co miało być duchowym przeżyciem, zamieniło się w rywalizację o najlepsze ujęcie. Ksiądz na koniec przed błogosławieństwem z delikatną irytacją przypomniał, iż jest fotograf i iż bardzo prosił, żeby nie przeszkadzać. A i tak nic to nie dało. Jedna z mam miała choćby statyw (!), który ustawiła przy bocznej ławce.
Zamiast przeżyć tę chwilę z dzieckiem – być obecną, patrzeć jej w oczy, słuchać słów kazania, czuć tę wyjątkową atmosferę – wielu z nas spędziło ten czas z ekranem przy twarzy. I naprawdę nie chodzi mi o to, iż ktoś zrobił jedno zdjęcie na koniec. Chodzi o to, iż co drugi rodzic nie wypuszczał telefonu z ręki przez całą mszę. Zaczęłam się zastanawiać: czy my już naprawdę nie potrafimy być tu i teraz? Czy telefon i lajki są ważniejsze niż spojrzenie własnego dziecka?
Nie chcę nikogo obrażać, ale czuję ogromne zażenowanie. Bo to miał być dzień naszych dzieci. Nie dzień telefonów, nie dzień stories na Instagramie. Dzień ich duchowego święta, a nie pokaz sprzętu i umiejętności operowania telefonem. Może czas, żebyśmy – jako rodzice – trochę się zatrzymali. I zamiast kolejnego filmiku, którego i tak nikt nie obejrzy, dali naszym dzieciom coś ważniejszego: uwagę, skupienie, obecność.