Teściowa obrażona, bo nie chcieliśmy przyjąć jej syna studenta

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znowu miała miejsce jedna z tych sytuacji, gdy moja teściowa postanowiła zakłócić nasz spokój. Z żoną jesteśmy razem od jedenastu lat. Mieszkamy w dwupokojowym mieszkaniu, które z trudem spłaciliśmy przez lata. Wychowujemy ośmioletniego syna i wszystko wydawało się wreszcie układać po naszej myśli. Gdyby nie „genialny” pomysł mojej teściowej.

Żona ma młodszego brata, Dawida. Ma teraz siedemnaście lat i muszę przyznać, iż przez te wszystkie lata nie utrzymywaliśmy z nim bliskiego kontaktu. Różnica wieku między nimi jest zbyt duża, żeby się dogadywali. Poza tym żonę zawsze irytowało, jak rodzice rozpieszczają Dawida – wszystko mu wybaczają, niczego nie wymagają, a za każdą ledwo zaliczoną ocenę dostaje nagrody: nowy tablet, markowe buty, co tylko zechce. „Mnie za jedynkę kazali cały dzień powtarzać materiał, a on za to dostaje gadżety!” – powtarzała.

I miała rację. Widzieliśmy nie raz, jak Dawid choćby kanapki sobie nie potrafi zrobić. Siedzi przy stole, aż mama nakryje, poda i po nim posprząta. Ani „dziękuję”, ani „do widzenia”. Wstał i poszedł grać. Nie wie, gdzie są jego skarpetki, herbaty nie zaparzy, a o sprzątaniu swoich rzeczy nie ma pojęcia. Żona próbowała tłumaczyć teściowej, iż robią z niego kalekę, ale ona tylko machała ręką: „Wyrośnie. On jest inny niż ty, potrzebuje więcej czułości”.

Kłótnie, obrażanie się, tygodnie ciszy – to był standard po takich rozmowach. Staraliśmy się trzymać z daleka od tej całej dramy. Aż nagle Dawid postanowił zdawać na studia w naszym mieście. I wtedy zaczęło się najgorsze.

Teściowa, bez żadnych zahamowań, zaproponowała, żeby Dawid zamieszkał z nami. W akademiku go nie przyjmą bez meldunku, wynajem mieszkania za drogi, a sam sobie nie poradzi. „Przecież jesteście rodziną! Macie dwa pokoje, miejsca wystarczy!” – przekonywała z niezachwianą pewnością.

Spróbowałem delikatnie wytłumaczyć: w jednym pokoju śpimy my, w drugim – nasz syn. Gdzie, u licha, mielibyśmy zmieścić jeszcze jednego dorosłego człowieka? Wtedy teściowa błysnęła oczami i oświadczyła: „Postawimy drugie łóżko wnukowi i będą razem mieszkali! Chłopcy się zaprzyjaźnią!”

Wtedy żona nie wytrzymała:
– Nie jestem opiekunką, mamo! Chcesz nam podrzucić swojego „dzieciaka”? Nie! To twój syn – ty się nim zajmij! Ja w jego wieku już mieszkałam sama i jakoś przeżyłam!

Teściowa rozpłakała się, nazwała nas bezdusznymi i trzasnęła drzwiami. Wieczorem zadzwonił teść, wytykając nam brak rodzinnych uczuć:
– Tak się nie zachowuje rodzeństwo! Zostawiasz swojego brata!

Ale żona była nieugięta. Powiedziała, iż może odwiedzać Dawida, jeżeli rodzice wynajmą mu pokój. Ale mieszkać z nami – nie. „Dość tego traktowania go jak niemowlęcia. Najwyższy czas, żeby dorósł”.

– On ma dopiero siedemnaście lat! – próbował protestować teść.

– A ja w jego wieku już mieszkałam sama i nikt mnie pod skrzydła nie brał! – odparła żona i rozłączyła się.

Potem teściowa dzwoniła jeszcze kilka razy – żona nie odbierała. W końcu przyszła wiadomość: „Na spadek nie liczcie”. Szczerze? jeżeli ten „spadek” ma oznaczać przygarnięcie rozpieszczonego dorosłego chłopaka, to dziękujemy, nie trzeba. My swoje już mamy – własną pracą, własną rodziną, własnym spokojem.

Każdy odpowiada za swoje decyzje. jeżeli ktoś wybrał ścieżkę pobłażania i rozpieszczania – teraz niech sam zbiera żniwo. Nie mamy nikomu nic do udowodnienia.

Idź do oryginalnego materiału