Przez sześć lat oszczędzaliśmy z Darkiem na własne mieszkanie, odmawiając sobie prawie wszystkiego. W końcu kupiliśmy dwupokojowe mieszkanie – przytulne, jasne, choć z prostym remontem. Miało to być początek nowego rozdziału – rodzinnego, szczęśliwego. Agnieszka była w ciąży, poród miał nastąpić lada dzień. Wszystko było przygotowane: rzeczy spakowane, kącik dla dziecka zorganizowany, tylko ostatnie sprzątanie dzieliło nas od rodzicielstwa.
Agnieszka od zawsze marzyła o własnej przestrzeni, bez kontroli rodziców, a zwłaszcza bez ingerencji teściowej. Z Ireną Stanisławówną relacje zawsze były… napięte. Kobieta uwielbiała pouczać, jak należy żyć, oddychać, myć naczynia. W końcu Agnieszka nie wytrzymała i powiedziała jej wprost, iż nie potrzebuje ciągłych rad. Teściowa obraziła się i zniknęła z ich życia. Na jakiś czas.
Gdy Darek zawiózł Agnieszkę do szpitala, nie przypuszczał, co go czeka. Następnego dnia zadzwoniła do niego matka i oznajmiła, iż przyjeżdża w odwiedziny. Nie zdążył choćby zaprotestować. Irena Stanisławówna pojawiła się w pełnej gali, z miną znawcy oceniła mieszkanie: przedpokój – „może być”, zasłony – „koszmar”, kuchnia – „półbłyszcząca katastrofa, będziesz teraz codziennie polerował!”. Przeprowadziła inspekcję lodówki, po drodze krytykując sklepowe pierogi i planując na jutro rosół. Darek próbował żartować, zmieniać temat – bez skutku. Matka przebrała się w dres i z miną dowódcy ruszyła na przegląd pozostałych pokoi.
Wieczorem chciał odwieźć ją do domu. Usłyszał jednak: „Zostanę na noc. Sam nie dasz rady, nagle przywiozą Agnieszkę jutro”. I została. Na jedną noc. Na drugą. Na trzecią…
Gdy był w pracy, ona przekładała rzeczy, sortowała ubrania, decydowała, gdzie powinien stanąć przewijak i co trzeba dokupić. Darek już tracił cierpliwość przez jej „pomoc”, ale bał się rozczarować. Wtedy teściowa ogłosiła: zostaje na kilka miesięcy, by pomagać z dzieckiem. W końcu sami sobie nie poradzą.
Gdy wypisali Agnieszkę ze szpitala, powitali ją wszyscy – rodzice, Darek i, oczywiście, Irena Stanisławówna, promieniejąca dumą. Agnieszka od razu wyczuła, iż w domu coś się zmieniło. Zasłony inne, meble przestawione, wszystko pachniało obcym zapachem. Rodzice odjechali. Teściowa – nie. Na nieme pytanie żony Darek burknął: „Mama zostanie na trochę. Będzie pomagać…”
Agnieszka była wykończona po porodzie, ale nie widziała wyjścia. Już wieczorem zaczął się koszmar: „Źle trzymasz dziecko”, „Nie tak się przewija”, „Płacze, bo nie umiesz go kołysać”. Agnieszka milczała, dopóki teściowa nie wyrwała jej malucha z rąk. Wtedy czara goryczy się przelała.
– Dziękuję za pomoc, ale jest pani wolna – powiedziała cicho. – To moje dziecko. I kołysać je będę ja. Sama.
Teściowa przewróciła oczami, głęboko obrażona. Mąż też zaczął niepewnie protestować, ale Agnieszka spojrzała na niego w taki sposób, iż zamilkł. Była spokojna. Silna. To był jej dom. Jej rodzina.
Irena Stanisławówna spakowała się. Więcej nie przyjechała. Darek zrozumiał, iż żona potrzebuje nie pouczeń, ale wsparcia. A Agnieszka po raz pierwszy poczuła się naprawdę panią własnego domu. I nieważne, ile czasu minęło od porodu – najważniejsze, iż nie dała się złamać.