**Dziennik, 15 maja**
Od sześciu lat razem z Kacprem oszczędzaliśmy na własne mieszkanie, odmawiając sobie niemal wszystkiego. W końcu udało się – kupiliśmy dwupokojowe mieszkanie w Warszawie, skromne, ale przytulne i pełne światła. Miało to być nowym rozdziałem – rodzinnym i szczęśliwym. Kinga była w ciąży, termin porodu zbliżał się nieubłaganie. Wszystko było przygotowane: ubranka dla dziecka, kącik w pokoju, tylko ostatnie sprzątanie dzieliło nas od zostania rodzicami.
Kinga od zawsze marzyła o własnej przestrzeni, z dala od rodziców, a zwłaszcza teściowej. Relacje z Haliną Stanisławową zawsze były… napięte. Kobieta uwielbiała dyktować, jak należy żyć, oddychać, a choćby zmywać naczynia. W końcu Kinga nie wytrzymała i powiedziała jej wprost, iż nie potrzebuje nieustannych rad. Teściowa obraziła się i zniknęła z naszego życia. Na jakiś czas.
Gdy Kacper odwiózł Kingę do szpitala, choćby nie przypuszczał, co go czeka. Następnego dnia zadzwoniła matka i oznajmiła, iż przyjeżdża w odwiedziny. Nie zdążył zaprotestować. Halina Stanisławowa zjawiła się w pełnej gali, z miną sędziego oceniając mieszkanie: przedpokój – „no, może być”, zasłony – „koszmar”, kuchnia – „co za horror, teraz co dzień trzeba będzie pastować!”. Przechodziła przez lodówkę jak przez kontrolę celną, krytykując kupne pierogi i planując na jutro bigos. Kacper próbował żartować, zmieniać temat, na próżno. Matka przebrała się w dres i ruszyła na inspekcję pozostałych pomieszczeń.
Wieczorem chciał odwieźć ją do domu. Usłyszał jednak: „Zostanę na noc. Sam nie dasz rady, a nuż jutro przywiozą Kingę”. Została. Na jedną noc. Na drugą. Na trzecią…
Gdy był w pracy, przestawiała meble, układając według własnego uznania, decydowała, gdzie ma stać przewijak i co jeszcze warto dokupić. Kacper powoli tracił cierpliwość, ale bał się zawieść. Wtedy teściowa ogłosiła uroczyście: zostaje na kilka miesięcy, żeby pomagać z dzieckiem. Bo sami sobie nie poradzą.
Gdy Kingę wypisali ze szpitala, przywitała się z całą rodziną – rodzice, Kacper i oczywiście rozpromieniona Halina Stanisławowa. Kinga od razu wyczuła, iż coś jest nie tak. Nowe firanki, meble przesunięte, wszędzie obcy zapach. Rodzice odjechali. Teściowa – nie. Na pytające spojrzenie żony Kacper wydukał: „Mama zostanie na trochę. Będzie pomagać…”.
Kinga była wykończona po porodzie, ale nie widziała innego wyjścia. Już wieczorem zaczęło się piekło: „Źle trzymasz dziecko”, „Nie tak się przewija”, „Płacze, bo nie umiesz go utulić”. Kinga milczała, aż teściowa wyrwała jej malucha z rąk. Wtedy czara goryczy się przelała.
– Dziękuję za pomoc, ale możesz już iść – powiedziała cicho, ale stanowczo. – To moje dziecko. Ja je utulę. Sama.
Halina Stanisławowa przewróciła oczami, głęboko urażona. Kacper też próbował protestować, ale spojrzenie Kingi zamknęło mu usta. Była spokojna. Silna. To był jej dom. Jej rodzina.
Teściowa spakowała rzeczy. Więcej nie zawitała. Kacper zrozumiał, iż żona potrzebuje nie pouczeń, ale wsparcia. A Kinga po raz pierwszy poczuła się naprawdę gospodynią. I nieważne, ile czasu minęło od porodu – ważne, iż nie dała się złamać.
**Lekcja na dziś:** Czasem trzeba postawić granicę, choćby jeżeli ma to kosztować czyjeś niezadowolenie. Dom to nie pole bitwy, tylko miejsce, gdzie każdy powinien czuć się u siebie.