Teściowa prawie skrzywdziła mojego syna swoimi “troskliwymi” metodami, a mąż tylko wzruszył ramionami…

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Dzisiaj miałam prawdziwy koszmar. Moja teściowa, Bronisława Janowska, niemal zabiła mojego syna swoimi “troskliwymi” metodami. A mój mąż tylko wzruszył ramionami…

Nie wiem, jak wytłumaczyć to Bronisławie, ale wydaje się, iż zupełnie nie pojmuje, iż jej ślepa “miłość” i domowe metody lecznicze mogą kosztować nasze dziecko życie. Owszem, obie chcemy, by nasz wnuk był zdrowy i szczęśliwy. Tyle iż jej działania zamieniają moje życie w piekło, a mojego Tymka – w królika doświadczalnego.

Wszystko zaczęło się, gdy Tymek poszedł do przedszkola. Miał dopiero trzy lata i, jak to bywa, zaczął chorować niemal co tydzień. Dwa dni w grupie – i znów gorączka, katar, kaszel, ospa… Wróciłam po urlopie macierzyńskim do pracy w firmie ubezpieczeniowej, a tam nikt nie patrzy łaskawie na częste zwolnienia. Choroba dziecka? Twój problem. Musiałam prosić o pomoc teściową. Mieszka niedaleko, jest emerytką, więc zgodziła się z radością.

Szybko jednak okazało się, iż Bronisława nie ma pojęcia o medycynie, choć jest przekonana, iż wie wszystko. Zaczęła “leczyć” Tymka na własną rękę: syropki, kropelki, tabletki – wszystko według rad sąsiadki albo telewizyjnych programów. Zostawiałam dokładne instrukcje, co i kiedy podawać. Ale teściowa po prostu je ignorowała. A ja milczałam. Bo nie miałam komu zostawić syna.

Milczałam, aż pewnego dnia Tymkowi zaczęło brakować powietrza. Wróciłam wcześniej z pracy – intuicja, przeznaczenie, sama nie wiem. Jego twarz była opuchnięta, oczy nabiegłe krwią, usta sine. Od razu zrozumiałam – alergia. W lodówce miałam ampułkę deksametazonu na wypadek awaryjny, zrobiłam zastrzyk. Po pół godzinie syn wreszcie odzyskał oddech.

Byłam bliska obłędu. Potem zajrzałam do apteczki teściowej – i wszystko stało się jasne. Dała Tymkowi jednocześnie syrop na kaszel, krople “na odporność” i jakieś kolorowe drażetki, które poleciła jej “sąsiadka z szóstego piętra”. To właśnie te “krople na odporność” wywołały tę straszną reakcję.

Nie mogłam już dłużej milczeć.
– Bronisławo, proszę, nie podawaj Tymkowi niczego, czego nie zatwierdziłam. Wszystkie potrzebne leki zostawiam, podpisuję, wyjaśniam. Mógł umrzeć!
– Marysiu, no co ty… Chciałam tylko, żeby szybciej wyzdrowiał. To tylko kaszel i katar. Syropik, kropelki…
– Te kropelki mogły go zabić! Dlaczego nie wezwałaś karetki?!
– No bo… A nuż niepotrzebnie? Przecież ty wróciłaś w porę, wszystko się dobrze skończyło. Czy od miłości ktoś umarł?

Wtedy do mieszkania wszedł mąż.
– O co tu chodzi?
Teściowa z udawanym urażeniem:
– Twoja żona twierdzi, iż źle opiekuję się Tymkiem. Pewnie teraz sama będzie z nim siedzieć.

– Maryś, po co tak? – wtrącił się Krzysiek. – Mama nam pomaga: gotuje, pilnuje dziecka. Dlaczego ją atakujesz?
– A wiesz, iż przez jej “pomoc” Tymek prawie nie żyje? Że go tak nakarmiła lekami, iż dostał potwornego ataku alergii? Gdybym przyszła później, nie udałoby się go uratować.

– No ale przecież jest dobrze! Mama już nie będzie podawać leków, prawda, mamo?
– Oczywiście. Przecież chciałam dobrze…

A potem mąż powiedział twardo:
– Dość. Kolacja. Jestem głodny.

Chciałam krzyczeć. Ale milczałam. Gdy Bronisława wyszła, spróbowałam porozmawiać z Krzysiem.

– Naprawdę rozumiesz, co się stało? Widziałeś, w jakim stanie był twój syn?
– Widziałem. Ale mama obiecała, iż więcej tego nie zrobi.
– Obiecała… A co, jeżeli jutro poda coś innego?
– Wiesz, iż go kocha. Co mam zrobić? Wynająć nianię?
– Tak!
– Czyli mojej mamie nie ufasz, a obcej kobiecie tak?

– Po tym, co zobaczyłam – tak. Bo obca niania przynajmniej nie będzie eksperymentować z lekami. Zaczynam szukać. Gdybyś widział, jak się dusił, zrozumiałbyś mnie.

W nocy nie mogłam zasnąć. Co chwilę budziłam się z myślą, iż Tymek znów sinieje, a ja nie zdążę. Że utknęłam w windzie, a on tam sam, z “kochającą” babcią i garścią tabletek.

Rano otworzyłam laptop i zaczęłam szukać niani. Może będzie obca, ale przynajmniej nauczę ją słuchać moich wskazówek. I przede wszystkim – nie będzie ukrywać przede mną, czym karmi moje dziecko.
Może teściowa chciała dobrze. Ale zbyt często droga na ostry dyżur jest wybrukowana właśnie takimi dobrymi chęciami.

Idź do oryginalnego materiału