Wracałem z pracy, zmęczony jak zawsze, z myślami zaprzątniętymi jutrzejszym zebraniem w biurze i kolacją, która czekała na mnie w domu. Nagle usłyszałem za sobą:
— Przepraszam! Czy to pani Barbara Kowalska?
Odwróciłem się. Stała przede mną młoda kobieta z chłopcem około sześciu lat. W jej głosie wyczuwałem niepewność, ale wzrok miała pewny.
— Nazywam się Katarzyna — powiedziała. — A to pani wnuk, Kacper. Ma już sześć lat.
Na początku pomyślałem, iż to jakiś absurdalny żart. Nie znałem ani jej, ani chłopca. Głowa mi się kręciła od tej niespodziewanej sytuacji.
— Przepraszam, ale… chyba pani się pomyliła? — wyjąkałem.
Katarzyna jednak mówiła dalej z przekonaniem:
— Nie, nie pomyliłam się. Pani syn, Marek, jest ojcem Kacpra. Długo milczałam, ale uznałam, iż pani powinna wiedzieć. Nic nie chcę od pani. Oto mój numer telefonu. jeżeli zechce pani go poznać – proszę zadzwonić.
Zostawiła mnie w kompletnej konfuzji i odeszła. Stałem na środku ulicy z karteczką w dłoni, czując, jak zaciskają mi się pięści. Natychmiast zadzwoniłem do Marka, mojego jedynego syna.
— Marek, czy kiedykolwiek spotykałeś się z dziewczyną o imieniu Katarzyna? Masz dziecko?
— Mamo, no… Było. Krótko. Zachowywała się dziwnie, potem stwierdziła, iż jest w ciąży. Ale nie wiem, może to wymyśliła. Po prostu zniknęła. Nie jestem pewien, czy to moje dziecko.
Jego odpowiedź nie dawała mi spokoju. Z jednej strony zawsze ufałam synowi. Wychował się w dyscyplinie, sama go wychowywałam, harując na dwóch etatach, odmawiając sobie wszystkiego, by on miał lepiej. Stał się dobrym specjalistą, szanowanym w pracy, ale rodziny nie założył. Często prosiłam, by pomyślał o dzieciach, marzyłam o wnukach. A teraz – proszę bardzo: wnuk pojawił się nagle, jak spod ziemi.
Po dwóch dniach zadzwoniłem do Katarzyny. Nie była zaskoczona.
— Kacper ma sześć lat. Urodził się w kwietniu. I nie, nie zrobię żadnych testów. Wiem na pewno, kto jest jego ojcem. Rozstaliśmy się, gdy byłam w ciąży. Nie przyszłam wcześniej, bo radziłam sobie sama. Pomagali mi rodzice. Mamy wszystko, co potrzebne. Przychodzę tylko ze względu na niego – ma prawo wiedzieć, iż ma babcię. I pani, jeżeli zechce, może być częścią jego życia. A jeżeli nie – zrozumiem.
Odłożyłem słuchawkę i długo siedziałem w ciszy. Z jednej strony nie mogłem zignorować słów syna. Z drugiej – w oczach Kacpra zobaczyłem coś znajomego, ledwo uchwytnego. Uśmiech. Spojrzenie. Gesty. A może to tylko moje pragnienie, by mieć wnuka?
Tego wieczoru długo patrzyłem przez okno, wspominając, jak odprowadzałem Marka do przedszkola, jak jedliśmy kaszę z jednego talerza, jak pierwszy raz poszedł do szkoły. Czy naprawdę mógł porzucić kobietę z dzieckiem? A może to jednak nie jego syn?
Ale choćby jeżeli – czułem dziwne ciepło na myśl o Kacprze. I ogromną gorycz, iż w ogóle wątpię. Przecież kiedy urodził się Marek, nikt nie domagał się dowodów. Dlaczego teraz wymagam ich od tej dziewczyny? Dlaczego nie potrafię po prostu uwierzyć?
Jeszcze nic nie postanowiłem. Nie zadzwoniłem ponownie. Ale za każdym razem, gdy przechodzę ulicą, na której się spotkaliśmy, wpatruję się w twarze przechodniów. Nie jestem pewien, czy Kacper to mój wnuk. Ale nie potrafię też o tym zapomnieć. Marzenia babci nie umierają tak łatwo. I może niedługo jednak wyciągnę tę karteczkę i wybiorę numer. Choćby tylko po to, by poznać chłopca, który nazwał mnie dziadkiem.
Nigdy nie sądziłem, iż życie może postawić mnie przed takim wyborem. Czasami rodzinę znajdujemy tam, gdzie się jej najmniej spodziewamy.