Usłyszała, co syn zjadł w przedszkolu. Wybuchła: "To plucie rodzicom w twarz!"

mamadu.pl 8 godzin temu
Na naszą redakcyjną skrzynkę przyszedł list: "Gdy usłyszałam, co mój syn zjadł w przedszkolu na śniadanie, aż mnie zatkało. Myślałam, iż to jakiś żart. Serio? Płacimy, wierzymy, iż dziecko dostaje coś wartościowego, a tu takie traktowanie? To dla mnie plucie rodzicom w twarz".


Zaufałam przedszkolu. Myślałam, iż dbają o dzieci


"Zawsze powtarzam: nie jestem matką-helikopterem. Wiem, iż nie wszystko musi być bio i eko. Ale płacę niemałe pieniądze za prywatne przedszkole, więc chyba mogę oczekiwać, iż moje dziecko nie będzie chodziło głodne. Tym bardziej iż w umowie było wyraźnie: pełnowartościowe, ciepłe posiłki. Tymczasem to, co ostatnio usłyszałam, dosłownie mnie zmroziło.

Odebrałam synka jak zawsze po pracy, a on w samochodzie rzucił: 'Mamo, dziś na śniadanie był chleb z margaryną i parówką z mikrofali'. Zapytałam: 'Tylko to? A gdzie warzywa? Coś do picia?'. Odpowiedział: 'Był sok, smakował, jakby był z proszku. I ogórek, ale już był miękki i brązowy". W tym momencie poczułam, jak ciśnienie mi rośnie.

Przepraszam, ale chleb z margaryną i tania parówka z mikrofali to nie jest śniadanie. To jest żart. A raczej – kpina z dzieci i z rodziców. Zapytałam koleżankę, której córka chodzi do tej samej grupy – potwierdziła wszystko. Podobno to nie pierwszy raz, ale dzieci nie mówią, bo są do tego przyzwyczajone. Nie wierzę, iż mamy 2025 rok, a ktoś jeszcze serwuje dzieciom coś takiego.

Poszłam do dyrekcji. Odpowiedź mnie powaliła...

Następnego dnia poszłam do dyrekcji. Spokojnie, bez krzyku – chciałam po prostu porozmawiać. Pani dyrektor przyznała, iż 'była zmiana dostawcy', a 'czasem zdarza się sytuacja awaryjna'. Słucham? To nie jest awaryjna sytuacja, tylko brak szacunku. I jeszcze usłyszałam, iż 'większość dzieci to je i im smakuje'. Ręce mi opadły.

Przysięgam – to było jak policzek. Bo ja naprawdę się staram: gotuję, dbam o to, co moje dziecko je. I mam świadomość, iż nie każde dziecko ma w domu zdrową dietę, więc przedszkole to często jedyne miejsce, gdzie mogą dostać coś wartościowego. A tu – chleb, margaryna i parówka? Za takie pieniądze? To po prostu plucie rodzicom w twarz.

Nie jestem roszczeniowa, ale nie zamierzam udawać, iż nic się nie stało. Inni rodzice też są w szoku, już piszemy wspólne pismo. Może to coś zmieni. A jeżeli nie, to znajdę inne przedszkole. Takie, gdzie dzieci naprawdę są najważniejsze – nie tylko w reklamowych folderach".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału