Usłyszałam od chrzestnego, ile da dziecku na komunię. W życiu bym się tego nie spodziewała

mamadu.pl 3 godzin temu
"Za tydzień moje dziecko przystąpi do Pierwszej Komunii Świętej, a ja jestem pełna emocji i stresu, żeby wszystko było idealnie. Rozmawiałam wczoraj z chrzestnym, który zapewnił mnie, iż będzie obecny, ale powiedział, ile da na prezent dla dziecka. W życiu bym się tego nie spodziewała – jego kwota mnie po prostu zaskoczyła" – napisała do nas Jolanta.


"Kiedy zostałam po raz pierwszy mamą, zdecydowałam, iż to mój brat będzie chrzestnym mojego syna Igora. Nie ukrywam, iż była to decyzja podjęta trochę za namową rodziców. Zawsze mieliśmy dość napięte relacje z bratem, może trochę przez różnice w podejściu do życia, może przez różnice w oczekiwaniach, ale wydawało mi się, iż to dobry krok. Kiedy Igor przyszedł na świat, mimo tych wszystkich różnic, stwierdziłam, iż poproszenie brata na chrzestnego, trochę nas do siebie zbliży, a on będzie mógł zbudować więź z moim dzieckiem.

Kilka dni temu Szymon zadzwonił do mnie, żeby porozmawiać o prezencie na Pierwszą Komunię Igora. W sumie nie spodziewałam się, iż w ogóle będzie chciał rozmawiać na ten temat. Zawsze mieliśmy dość odmienne podejście w kwestiach takich jak religia i tradycje, więc myślałam, iż po prostu wręczy prezent i tyle. Nie chciałam niczego mu narzucać, więc słuchałam go uważnie, kiedy zaczął mówić o kwocie. I wtedy padło zdanie, które dosłownie mnie zmroziło...

"Nie jestem bankomatem. Muszę chuchać na każdy grosz"


Brat nagle wypalił, iż nie jest bankomatem. Że inflacja, iż wszystko drożeje, iż firma co prawda dobrze prosperuje, ale on przecież nie może rozdawać na lewo i prawo pieniędzy. Powiedział, iż zamierza dać Igorowi... 500 zł. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. 500 zł? To przecież kwota, którą normalnie dają dziadkowie, a nie chrzestni. Zwłaszcza jeżeli mówimy o bardzo bliskiej rodzinie, jak brat, który na dodatek na co dzień prowadzi własną firmę i dobrze zarabia. Dodam tylko, iż Szymon ma żonę i dwójkę dzieci, które oczywiście też miały być na komunii. Czy to normalne więc, żeby chrzestny dał taką kwotę?

A może to ja przesadzam? Może faktycznie inflacja i zmiany ekonomiczne zmieniają postrzeganie pewnych rzeczy? Kiedyś każdy chrzestny dawał kwotę symbolizującą pewną wartość – w moim przypadku, brat powinien dać przynajmniej tysiąc, zwłaszcza iż ma możliwości finansowe. Ale może to tylko moje wyobrażenie? Może teraz chrzestni po prostu dają, ile mogą, a nie tyle, ile byśmy chcieli, żeby dali?

Zaskoczenie, ale… może to dobrze?


Z jednej strony czuję rozczarowanie, bo myślałam, iż brat jako chrzestny będzie miał więcej gestu w kwestii tego, co daje Igorowi na komunię. Z drugiej strony, może ta sytuacja to dobra lekcja dla mnie – iż nie wszystko da się wymusić i iż nie powinnam oceniać niczyich wyborów tylko przez pryzmat moich oczekiwań.

Może to po prostu nowa rzeczywistość, w której inflacja nie pozwala na 'szaleństwo' w kwestii prezentów. Czas pokaże, jak to będzie wyglądać w przyszłości, ale z pewnością ta rozmowa dała mi dużo do myślenia".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału