Zagubiona teściowa: tęskni czy nie może nas znieść?

newsempire24.com 1 tydzień temu

Teściowa sama nie wie, czego chce: tęskni za nami czy nas nie cierpi

Ostatni urlop zapamiętam chyba na długo. I nie dlatego, iż był pełen wrażeń czy bajecznie przyjemny. Ale dlatego, iż pierwsza jego część – wyjazd do teściowej – okazała się prawdziwym sprawdzianem wytrzymałości. Mieszka w Kielcach, my pod Warszawą, i po ślubie widzieliśmy się tylko raz – gdy wypisywali mnie ze szpitala po porodzie. Mąż odwiedzał ją parę razy w roku na urodziny, ale tylko na jeden dzień, bez noclegu. I teraz doskonale rozumiem dlaczego.

Dwupokojowe mieszkanie teściowej ledwo mieściło ich trójkę: ją samą, ojczyma męża i jego dorosłą córkę z pierwszego małżeństwa. Wcześniej mówiła więc, iż chętnie by nas przyjęła, ale nie ma miejsca. Jednocześnie w każdej rozmowie telefonicznej zapewniała, jak bardzo tęskni za wnuczką, jak żałuje, iż nie jesteśmy blisko. Mąż kiedyś zaproponował, żeby zatrzymać się w hotelu – teściowa oburzyła się, nazwała to „upokorzeniem” i oznajmiła, iż „nigdzie nie wiadomo gdzie” nas nie puści.

Po paru latach córka ojczyma wyprowadziła się do Warszawy, zwalniając pokój, i teściowa zaczęła nas aktywnie zapraszać. Mówiła: „Teraz na pewno możecie przyjechać, chcę zobaczyć Kingę, nie mogę się doczekać!” Długo ustalaliśmy terminy, czekaliśmy na odpowiedni moment, i w końcu – jedziemy, oczekując ciepłego przyjęcia. I trzeba przyznać: powitanie było naprawdę serdeczne. Teściowa rzuciła się do wnuczki, zasypała ją pytaniami, tuliła, krzątała się w kuchni… Ale ta euforia trwała dokładnie dwie godziny. Później jakby ją podmieniono.

Przy obiedzie zaczęły się uwagi: łyżki stukają, dziecko głośno prosi o dokładkę, kolanem bawi się obiciem kuchennego kącika. Na początku myślałam, iż może jest jej źle, ma ciśnienie, ból głowy. Niestety, wszystko było w porządku. Po prostu włączyła nam pełną kontrolę.

Wieczorem miałam już dość napomnień: zużywamy wodę jak milionerzy, marnujemy prąd, za długo stoimy pod prysznicem, „bez końca” otwieramy lodówkę, a przede wszystkim – chodzenie po mieszkaniu jest surowo zabronione. choćby nie podejrzewałam, iż jesteśmy tak uciążliwymi gośćmi i burzycielami porządku. Wszystko, co robiliśmy, ją denerwowało.

Następnego dnia zaproponowałam mężowi ucieczkę – po prostu wyjść, pójść do parku, odetchnąć. Wymknęliśmy się z mieszkania cicho jak myszy. Kupiliśmy coś na obiad, wstąpiliśmy do kawiarni. A gdy wróciliśmy, usłyszeliśmy od teściowej, że… cierpiała bez Kingi, tak bardzo chciała z nią pójść na spacer… Ale od razu kazała nam wytrzeć buty, choć na dworze panował upał. Mąż, próbując załagodzić sytuację, posłuchał, ale za lekkie zdziwienie dostał reprymendę: „W domu musi być porządek!”

Obiad minął w grobowej ciszy. choćby Kinga siedziała cicho, jakby przeczuwała, iż każde jej słowo wywoła kolejną falę „cennych” wskazówek. Spróbowałam dodać trochę pozytywnej energii – zaproponowałam, żeby teściowa poszła z wnuczką wieczorem na spacer, a my z mężem moglibyśmy pójść do kina. Odpowiedź była ostra: „A ja mam się teraz pod was podporządkować? Myślicie, iż nie mam nic lepszego do roboty?”

Omal się nie zakrztusiłam. Spojrzałam na męża – on już wszystko zrozumiał. Po kolacji usiedliśmy i postanowiliśmy wyjechać wcześniej. Mąż tylko powiedział: „Chyba jednak jej przeszkadzamy”. Wymieniliśmy bilety, zostaliśmy jeszcze na dwa dni – z grzeczności. Gdy teściowa dowiedziała się o wyjeździe, zaczęła lamentować: „Tak mało czasu spędziłam z wnuczką…” Nie przypomniałam jej, iż to my inicjowaliśmy spotkania, nie ona.

Finałem była scena w dzień wyjazdu. Teściowa chodziła po mieszkaniu z miną tragicznej bohaterki i wzdychała, jakbyśmy rozwścieczyli cały jej dom. Okazało się, iż chodziło o pranie pościeli po nas. To było już za wiele. Spokojnie powiedziałam, iż mogę zapłacić za pralnię chemiczną lub kupić nową pościel. Na co wzgardliwie ściągnęła usta: „Daj spokój, jakoś sobie poradzę!”

Pożegnaliśmy się chłodno, jak protokołem przewidziane. Bez emocji, bez łez. Ale gdy już byliśmy w pociągu, nagle zadzwoniła… I przez łzy wyszeptała: „Tak za wami tęsknię… Kiedy znów przyjedziecie?…”

Głęboko westchnęłam i tylko milczałam. Bo jeżeli wrócimy, to nieprędko. A może wcale…

Idź do oryginalnego materiału